Zemsta wściekłego nietoperza nie grozi Poznaniowi

eska Media znów pełne są doniesień o wściekliźnie u nietoperza w Poznaniu. Wśród mieszkańców blady strach, liczba zgłoszeń nietoperzy na nietoperzowy telefon alarmowy PTOP „Salamandra” wzrosła 3-krotnie. W czym rzecz?

Chodzi o nieprecyzyjne przepisy i bezrefleksyjnych urzędników – nie rozróżniają między odmiennymi gatunkami wirusa wścieklizny i działają nieadekwatnie. To nie jest sprawa bezpieczeństwa publicznego, tylko zabezpieczania się służb przed zarzutami o bezczynność. Zróbmy cokolwiek, najlepiej to, co inni, by nikt się nie przyczepił. A że skutek odwrotny i straty przyrodnicze? To nie nasze, urzędników zmartwienie

16 października Polskie Towarzystwo Ochrony Przyrody „Salamandra” otrzymało zgłoszenie – nietoperz uwięziony w rurze spustowej rynny w centrum Poznania. Ekspert z organizacji przyjechał i zabrał zwierzę. Ponieważ znaleziony mroczek późny był w dobrej formie i lotny, wieczorem, po zaobrączkowaniu, został uwolniony na skraju lasu na północy Poznania.

Następnego dnia kolejne zgłoszenie. Zauważono nietoperza w przyosiedlowym lasku – chodził za dnia po ziemi wywołując nerwowe reakcje sikorek i innych ptaków. Znów zabrała go specjalistka z „Salamandry”. Okazało się, że to osobnik z obrączką, wypuszczony poprzedniego dnia niespełna 200 m dalej. Tym razem został zatrzymany na obserwację w szpitaliku dla nietoperzy. Po ponad tygodniu padł. Ponieważ podczas kwarantanny wykazywał objawy neurologiczne, po śmierci przekazano go do przebadania. Potwierdzono u niego wściekliznę nietoperzową. 18 dni po tym, gdy nietoperz przebywał kilkanaście godzin na niewielkim terenie, Powiatowy Lekarz Weterynarii wyznaczył wokół niego wiele tysięcy razy większy „obszar zagrożenia wścieklizną”.

Wirus wścieklizny nietoperzowej poza organizmem przeżywa od kilkudziesięciu minut do kilku godzin, ale nawet w tym czasie nie sposób się nim zarazić. Całkowicie wystarczające jest zachowanie elementarnego zdrowego rozsądku – żadnych dzikich zwierząt, zwłaszcza gdy zachowują się nietypowo, nie chwytamy gołymi rękoma. Tylko w takim bowiem wypadku nietoperz może próbować ugryźć człowieka. Europejskie nietoperze NIGDY same nie atakują ludzi i ich nie kąsają, a w żaden inny sposób jak ugryzienie (wliczając w to gryzienie na surowo chorego nietoperza) nie można się zarazić europejską wścieklizną nietoperzową.

Co ciekawe, PLW nie wyznaczył „obszaru zagrożonego” wokół miejsca, gdzie nietoperz po raz pierwszy został znaleziony, a więc skąd zapewne pochodził. Jest to już pewien postęp i wskazuje, że PLW zdaje sobie sprawę, że wyznaczanie „obszarów zagrożenia” w wypadku chorych nietoperzy to jedynie magiczny rytuał, bez znaczenia praktycznego. Jeszcze rok temu w bardzo podobnym wypadku ten sam PLW wyznaczył na kilka miesięcy trzy „obszary zagrożenia”: w miejscu pierwszego znalezienia, wypuszczenia i ponownego znalezienia nietoperza.

U mroczków późnych „od zawsze” powszechnie i stale występuje wirus z gatunku EBLV1 – jeden z kilku europejskich gatunków wścieklizny nietoperzowej. Są one bardzo mało wirulentne wobec zwierząt innych niż nietoperze. Nauce znanych jest 18 przypadków zakażenia nimi innych ssaków w czasie ostatnich kilkudziesięciu lat (w tym 6 ludzi – głównie badaczy nietoperzy w czasach, gdy się jeszcze nie szczepili). Gdyby z powodu występowania EBLV1 u mroczków trzeba było ogłaszać strefy i ograniczenia, musiałyby obowiązywać w całej Europie permanentnie.

Warto jeszcze raz podkreślić, że powyższe informacje dotyczą Europy. W Ameryce (i tylko tam!) u nietoperzy występuje także wirus klasycznej wścieklizny. Tam ryzyko zarażenia się wścieklizną od nietoperzy, choć też niewielkie, jednak jest na tyle realne, że szczególne środki ostrożności i zapobiegawcze mają sens i są zalecane. Z kolei w niektórych regionach tropikalnych Azji, Afryki czy Australii nietoperze przenoszą inne groźne dla ludzi patogeny.

Jak zawsze – poza pozbawionymi merytorycznego sensu działaniami inspekcji weterynaryjnej, w szerzeniu strachu uczestniczą media. Większość (są na szczęście chlubne wyjątki) bez żadnego komentarza powtarza ogłoszenie PLW, okraszając to krzykliwymi tytułami oraz zdjęciami nietoperzy tropikalnych lub innymi dostępnymi z darmowych serwisach fotograficznych – zwykle gatunków, u których wścieklizny nietoperzowej jeszcze nigdy nie stwierdzono (np. gacków czy karlików). Strach ma wielkie oczy. Niemal zawsze po takich komunikatach nie tylko nasila się liczba zgłoszeń zauważonych gdzieś nietoperzy, ale także przypadki ich wyganiania ze strychów czy piwnic, a często także zabijania. Poza stratami przyrodniczymi w efekcie ludzie mają zwiększony kontakt z nietoperzami oraz rośnie ryzyko rozprzestrzeniania się wszelkich chorób wśród nietoperzy (osobniki z rozproszonych grup muszą poszukiwać innych schronień i dołączają do innych zgrupowań).

WP TVP-Info

wyborcza

Gdy kilka lat temu próbowaliśmy tłumaczyć to wszystko pracownikom jednego z inspektoratów weterynarii, usłyszeliśmy: „Wiemy o tym i sami się śmiejemy z tych działań, ale tak nam nakazują przepisy”. Cóż – nam do śmiechu nie jest, bo każda taka „akcja” niweluje efekty naszych mozolnych działań edukacyjnych i przyczynia się do bezsensownej śmierci wielu chronionych zwierząt. A przepisy wcale nie „nakazują” takiego sztampowego działania, choć przydało by się je tak zmodyfikować, aby nawet zupełnie przeżarci rutyną urzędnicy nie podejmowali działań bezsensowych.

Andrzej Kepel


Dr Andrzej Kepel jest chiropterologiem, m.in. członkiem międzynarodowych zespołów eksperckich zajmujących się zagadnieniami wpływu nietoperzy na zdrowie publiczne.

 

Działania informacyjne dotyczące nietoperzy prowadzimy w ramach projektu „GACEK – kompleksowy program podnoszenia świadomości społecznej na temat ekosystemów stanowiących siedliska nietoperzy”, dofinansowanego przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię w ramach Mechanizmu Finansowego EOG i Norweskiego Mechanizmu Finansowego na lata 2014–2021 oraz z Budżetu Państwa.

Norweski-300