Czy wolno sprzedawać grzechotniki?

W piątek 13 stycznia br. do szpitala w Lublinie trafił w ciężkim stanie 15 letni chłopiec, którego poprzedniego dnia ukąsił grzechotnik z rodzaju Trimeresurus (wg. informacji podawanych przez media – prawdopodobnie trwożnica bananowa Trimeresurus stejnegeri). Stało się to, gdy pakował ją oraz jednego z najbardziej jadowitych węży świata – grzechotnika straszliwego Crotalus durissus, by przesłać je pocztą do osób, które nabyły je u niego za pośrednictwem aukcji internetowej.
 
 
Ptasznik słoneczny (Pterinochilus murinus) to chyba najliczniej spotykany w handlu i domowych terrariach gatunek z listy zwierząt niebezpiecznych.
Fot. Anna Grebieniow

To była już resztka z większej kolekcji co najmniej kilkunastu węży o nieustalonych na razie gatunkach, które chłopiec już "szczęśliwie sprzedał" i rozesłał po Polsce. Węże trzymał w okropnych warunkach, w piwnicy, w niezabezpieczonych akwariach, bez dostępu do wody. Zwierzęta były w bardzo złym stanie, wskazującym, że młodociany hodowca nie ma pojęcia o hodowli gadów. Ale czy w Polsce osoba trzymająca dzikie zwierzęta musi mieć odpowiednią wiedzą i doświadczenie? Czy każdy może sobie hodować w domu i sprzedawać byle komu śmiertelnie niebezpieczne węże, pająki, skorpiony…?

O problemie zwierząt z gatunków niebezpiecznych pisaliśmy już kilkukrotnie (po raz ostatni TUTAJ). Kulawa ustawa o ochronie przyrody uniemożliwia wydanie sensownych przepisów wykonawczych. Minister Środowiska wydał jednak niewykonalne rozporządzenie. Miało ono wejść w życie 9 grudnia 2005 r. Po tym, jak "Salamandra" wystosowała pismo z kilkoma pytaniami dotyczącymi sposobu wykonywania tego przepisu (na które do dziś nie dostaliśmy odpowiedzi), Minister wydał kolejne rozporządzenie, nowelizujące to pierwsze. Usunięto w nim kilka wskazanych przez nas ewidentnych błędów na liście oraz… przełożono wejście w życie tego rozporządzenia na 1 lutego 2006 r. - czyli na czas, gdy po wyborach problem spadnie na głowę kolejnego ministra.

20 stycznia "Salamandra" wystosowała do Ministra kolejny apel w tej sprawie, proponując dwa rozwiązania. Najlepiej byłoby wycofać to rozporządzenie, szybko poprawić ustawę i wydać nowe, kompleksowo i sensownie rozwiązujące problem. Ponieważ jednak nic nie wskazuje na to, aby prace nad nowelizacją ustawy mogły energicznie ruszyć z miejsca, drugą, tymczasową możliwością, jest kolejne znowelizowanie rozporządzenia. Obecnie gatunki umieszczone na liście zwierząt niebezpiecznych w załączniku do tego rozporządzenia są podzielne na dwie kategorie – w zależności od stopnia zagrożenia. Ponieważ podział ten nie miał do tej pory żadnych skutków prawnych – jest dość przypadkowy i nie zawsze trafny. "Salamandra" proponuje, aby zweryfikować ten podział i pierwszą kategorię zagrożenia przyporządkować tylko do gatunków śmiertelnie niebezpiecznych (jak wspomniany na wstępie grzechotnik straszliwy czy pająk – czarna wdowa). Następnie można by wprowadzić rozporządzenie w życie wyłącznie w stosunku do tej pierwszej kategorii, a w odniesieniu do zwierząt stanowiących znacznie mniejsze zagrożenie przełożyć to na czas, gdy zostanie już znowelizowana ustawa i będzie można wobec nich wprowadzić bardziej elastyczne, przemyślane rozwiązania.

"Salamandra" nadal też stoi na stanowisku, że niesłychane jest, aby tworzenie takich list i rozporządzeń odbywało się bez specjalistycznej ekspertyzy, a jedynie na podstawie woluntarystycznych opinii w ramach tzw. "konsultacji społecznych". Pozostaje mieć nadzieję, że nowemu ministrowi uda się rozwiązać ten problem zanim skończy mu się kadencja, a przede wszystkim zanim dojdzie do poważniejszego wypadku (życie wspomnianego na wstępie chłopca nie jest już zagrożone).

Andrzej Kepel