Koronaepidemia – nietoperze nie są winne!

Z perspektywy przyrodnika

Koronawirus z Wuhan – nazwa ta ostatnio odmieniana jest przez wszystkie przypadki. Niestety, często pojawia się wspólnie z wyrazem nietoperze. I to w kontekście, że to one są „winne” epidemii, bo „roznoszą” tego wirusa. Czy te informacje są prawdziwe?

mnk

Odpowiedź na to pytanie jest istotna. Część ludzi, u których w domach znajdują się kolonie nietoperzy, odczuwa niepokój. Znów zaczynają pojawiać się postulaty, by likwidować schronienia nietoperzy w budynkach czy ich sąsiedztwie, motywowane strachem o zdrowie.

Aby nie trzymać czytelników w niepewności, już na wstępie wyjaśnię – tak, do koronawirusa z Wuhan należy podchodzić z ostrożnością i nie wolno go lekceważyć. Ale nietoperze nie mają z nim obecnie nic wspólnego, a nietoperze polskie nigdy nie miały.

Dlaczego cień podejrzenia padł na nietoperze?

Gdy pojawiła się ta nowa epidemia specjaliści stwierdzili, że zapewne mamy do czynienia z nowym wirusem, któremu w wyniku mutacji i wyjątkowego zbiegu okoliczności (ewentualnie celowych działań laboratoryjnych) udało się pokonać barierę międzygatunkową i „przeskoczyć” z jakiegoś zwierzęcia na człowieka. A jednocześnie jego cechy (znów rzadki zbieg okoliczności) sprawiają, że zarażenie Homo sapiens nie jest ślepą uliczką, lecz zachodzi dalsze infekowanie już w ramach tego gatunku. Skąd takie podejście? Z wcześniejszych doświadczeń. Gdy wirus jest obecny w populacji jakiegoś gatunku, ten stopniowo „wytwarza” na niego odporność. Część osobników przechodzi infekcję bezobjawowo, wiele ma objawy stosunkowo lekkie, a tylko nieliczne umierają. Gdy jednak wirusowi uda się zaatakować nowy gatunek, który jeszcze nie miał z nim do czynienia, tempo infekcji oraz procent śmiertelności mogą być imponujące, często znacznie większe niż w wypadku koronawirusa z Wuhan. Poza tym – tego wirusa u ludzi nigdy wcześniej nie stwierdzono, a szansa, by do tej pory występował jedynie w jakiejś izolowanej społeczności ludzkiej jest – zwłaszcza w przypadku Chin – znikomo mała. Są i dwie inne przesłanki, które właśnie wśród dziko żyjących zwierząt każą szukać źródła wirusa SARS-CoV-2 (taki jest skrót jego oficjalnej nazwy naukowej):

  • Część spośród osób, u których jako pierwszych stwierdzono objawy COVID-19 (skrót nazwy wywoływanej przez niego choroby) bywała wcześniej na tak zwanym mokrym targu w Wuhan. Mianem tym określa się chińskie targowiska, na których sprzedaje się (zwykle na wolnym powietrzu) żywe zwierzęta i ich mięso, w tym różnorodne, pochodzące z wolności zwierzęta dzikie. W przeszłości bywało już, że pandemie wywołane przez wirusy pochodzenia zwierzęcego miały swoje pierwotne źródło na chińskich targowiskach. Dotyczy to także blisko spokrewnionego wirusa SARS-CoV, który na przełomie lat 2002/2003 wywołał pandemię SARS.
  • Różnych betakoronawirusów z grupy blisko spokrewnionych z SARS-CoV i SARS-CoV-2 odkryto do tej pory kilkaset. Poza tymi dwoma inne nie infekują ludzi i występują u bardzo różnych zwierząt. Szczególnie dużo wykryto u nietoperzy występujących w Chinach. Są wśród nich także takie, które są genetycznie zbliżone do SARS-CoV-2. Najbardziej podobny (w ok. 96.2%) był wirus BatCoV RaTG13 wykryty kilka lat wcześniej w chińskiej prowincji Yunnan u nietoperza – podkowca pośredniego Rhinolophus affinis (gatunku występującego w Chinach oraz kilku innych krajach Azji Południowej i Południowo-Wschodniej).

Czy te przesłanki są wystarczające do uznania, że epidemię spowodowały nietoperze? Zdecydowanie nie!

Czemu nietoperze są niewinne?

Proszę o wyrozumiałość wszystkich prawników – wiem, że niezależnie od trwających sporów doktrynalnych nad pojęciem winy w prawie karnym, raczej nie można jej przypisać zwierzętom. Jednak nie tylko historycznie (gdy odbywały się sądowe procesy nad zwierzętami), ale i współcześnie w znaczeniu potocznym, powszechnej świadomości, a często i praktyce prawnej i administracyjnej mówi się o winie czynników pozaludzkich. Mało tego – wyciąga się z tego konsekwencje, które można porównać do karania, np. eksterminacji zwierząt uznanych za „winne”. Stąd rozważania nad ewentualną winą nietoperzy mają swoje praktyczne uzasadnienie.

Rozważania takie warto zacząć od przypomnienia jednej z elementarnych zasad współczesnego systemu prawnego, wywodzącej się z prawa rzymskiego. Także w stosunku do przyrody warto stosować praesumptio boni viri, czyli założenie niewinności, o ile wina nie zostanie dowiedziona. A w tym wypadku dowodów winy po prostu brak. Owszem – u chińskich nietoperzy znaleziono podobnego wirusa, ale… podobieństwo to za mało. Podobne wirusy (nieco mniej, bo od około 85 do około 92%) znaleziono także u łuskowców (zwanych też pangolinami). Naukowcy i w tym wypadku uznali jednak, że to raczej nie one, choć u jednego z wirusów tych zwierząt fragment szczególnie ważny przy infekcji był w 99% podobny do takiego samego fragmentu w SARS-CoV-2 (analogiczny fragment u nietoperzowego wirusa RaTG13 jest podobny w 93,1%). Po prostu – na razie nie znaleziono u żadnego zwierzęcia wirusa identycznego lub tak podobnego do SARS-CoV-2, by można go było wskazać jako pewne pierwotne źródło zakażenia.

Przezorność a współczesna wiedza o wirusach

Ludzie stosują jednak także inną zasadę – przezorności. Jest ona szczególnie ważna wówczas, gdy w grę wchodzi zdrowie i życie. Zgodnie z nią powinniśmy zadać pytanie – czy wobec braku znanego źródła wirusa, nie powinniśmy się obawiać nietoperzy „na wszelki wypadek”? Otóż i w tym wypadku odpowiedź jest negatywna, z drobnym zastrzeżeniem, o którym napiszę na końcu artykułu.

Tak – u nietoperzy, podobnie jak u wszystkich innych ssaków, ptaków, wszelkich innych zwierząt, a także u roślin, grzybów, bakterii i pozostałych grup systematycznych występują nieprzebrane i w miażdżącej większości nieznane nauce wirusy. Są nawet wirusy atakujące inne wirusy. Szczegółowe badania wirusów, wymagające zaawansowanych technik genetycznych, są dopiero w powijakach. Już jednak wiadomo, że ich różnorodność jest znacznie większa niż różnorodność wszystkich pozostałych organizmów żywych (o ile wirusy można zaliczyć do organizmów żywych). Wiemy już, że około 8% genomu człowieka to… sekwencje retrowirusów, które na różnych etapach naszej ewolucji atakowały organizmy naszych przodków i były przyłączane do naszego DNA. Na każdym centymetrze kwadratowym naszej skóry znajduje się przeciętnie około miliona wirusów, a w naszych jelitach jest ich jeszcze więcej! Najczęściej wirusy te nie mają żadnego, albo mają znikome znaczenie dla organizmów, które udało im się zainfekować. Przeciętnie każdy zdrowy (nie mający żadnych objawów chorobowych) człowiek jest przejściowo lub trwale (przewlekle) zainfekowany przez co najmniej kilka różnych gatunków wirusów. I co? I nic. Po prostu ewoluując wspólnie z wirusami nauczyliśmy się z nimi żyć, a czasem nawet czerpać z nich pewne korzyści. To samo dotyczy i innych organizmów, w tym nietoperzy. W ewolucyjnym interesie wirusów jest, by jak najmniej szkodzić swoim gospodarzom. Wszak śmierć gospodarza oznacza zwykle także koniec namnażania i zagładę zamieszkujących go wirusów… Ale oczywiście wirusy to ciała obce, pasożytujące w komórkach innych istot – zmuszające je do ich replikowania (kopiowania). To często powoduje bezpośrednie szkody w zainfekowanym organizmie, albo wywołuje jego reakcje obronne, których efektem ubocznym mogą być objawy chorobowe.

Najczęściej poszczególne gatunki, a nawet serotypy wirusów są ściśle związane z konkretnymi gatunkami (lub wyższymi jednostkami systematycznymi) organizmów żywicielskich, a dokładniej – z konkretnymi rodzajami komórek tych organizmów, które mogą zainfekować. W przypadku najbardziej nas interesujących wirusów zwierzęcych (one nic sobie nie robią z naszego naiwnego poczucia wyższości nad światem zwierząt i traktują nas jednakowo, jak inne stworzenia stałocieplne), pierwszym warunkiem koniecznym do infekcji jest adsorpcja. Pojęcie to oznacza rozpoznanie i przymocowanie wirusa do błony atakowanej komórki. Nie wystarczy zwykły „dotyk” – konieczne jest silne przyczepienie, które zachodzi w specjalnych receptorach obecnych na powierzchni tej błony. Aby doszło do adsorpcji, wirus musi mieć na swojej powierzchni specjalną strukturę (najczęściej białkową), która idealnie lub niemal idealne pasuje do receptora. Możemy to porównać do klucza, który musi dobrze pasować do zamka, by do niego się zmieścić i by go otworzyć. Różne grupy komórek mają różne rodzaje receptorów. A receptory różnych gatunków zwykle różnią się między sobą – nawet jeśli występują w analogicznych organach. I tak na przykład „kluczyk” na wirusie SARS-CoV-2 pasuje do „zamka” (receptorów) ACE2 na komórkach bony śluzowej układu oddechowego (w tym płuc) człowieka. Ale wiemy z doświadczenia, że czasami zamek można otworzyć także kluczem wykonanym do innego zamka, jeśli wielkość i układ ząbków jest podobny. Tak jest i w wypadku naszego antybohatera – SARS-CoV-2. Wiemy już, że jego zewnętrze struktury pasują także do receptorów ACE2 świń czy łaskunów, ale nie pasują do analogicznych receptorów u myszy. A więc teoretycznie koronawirus z Wuhan może zostać przeniesiony z człowieka na świnię (i vice versa), a nie może na mysz – wynikająca z odmienności genetycznej różnica kształtu „zamka” jest zbyt duża. A co z nietoperzami?

Otóż receptor ACE2 i jego zdolność do przyczepiania niektórych koronawirusów została dość dokładnie przebadana w związku z epidemią SARS kilka lat temu. Okazało się, że wywołujący go wirus SARS-CoV także ma „kluczyk” pasujący do tego samego „zamka” ludzkiego ACE2. Po prostu w tym miejscu oba spokrewnione wirusy mają bardzo zbliżoną budowę. Podobnie jak w wypadku obecnego, nowego SARS-CoV-2, także w wypadku SARS-CoV naukowcom udało się odnaleźć podobne wirusy z rodzaju SARSr-Rf-BatCoV u różnych występujących w Chinach nietoperzy owadożernych. Okazało się jednak, że ich receptory ACE2 (a więc i pasujące do nich struktury na wirusach), były tak odmienne od tych obecnych w ludzkim układzie oddechowym, że wykluczono możliwość wziewnego zarażenia tym nietoperzowym wirusem ludzi. Za to „kluczyk” wirusów nietoperzowych od biedy pasował do receptorów ACE2 w przewodzie pokarmowym pagum (łaskunów) chińskich Paguma larvata – zwierząt z rodziny łaszowatych hodowanych, ale i odławianych z wolności na mięso. Im gorzej „kluczyk” wirusa jest dopasowany do receptora, tym mniejsza jest zdolność danego wirusa do infekcji danego organizmu. Jednak jak wiadomo, czasem, jeśli wystarczająco uparcie pomanipuluje się niezbyt dopasowanym kluczem (lub wytrychem) w zamku, uda się go otworzyć. A w wypadku koronawirusów mamy do czynienia z dość dużą częstotliwością różnych drobnych mutacji. Porównując replikację wirusów w komórce do kopiowania kluczy w punkcie usługowym – budowa „klucza” koronawirusów jest taka, że podczas pośpiesznego i masowego kopiowania często dochodzi do drobnych „pomyłek”. Większość takich „niedorobionych” kluczy jest stracona – nie pasują do niczego. Ale niektóre przypadkowo mogą właśnie lepiej pasować do nieco odmiennego zamka w komórkach innego gatunku. To może spowodować „przeskok” wirusa na nowy rodzaj organizmów. I tak zapewne się stało w przypadku wirusa powodującego SARS - udało mu się zakazić komórki łaskuna.

Jak jednak zaznaczyłem wcześniej, adsorpcja to jedynie pierwszy z warunków udanej infekcji. Gdy do niej dochodzi, organizm dysponuje sporym wachlarzem mechanizmów obronnych. Ponieważ zwykle takich wirusów ze strukturami nieco pasującymi do receptorów nowego gatunku jest bardzo mało, mechanizmy obronne zdrowego zwierzęcia zwykle skutecznie dają sobie z nimi radę. Ale jeśli jakiś osobnik jest z pewnych przyczyn osłabiony, bariery te mogą zostać przełamane. I tu bezcenna (dla wirusów) może być działalność człowieka. Na coraz większą skalę przyczynia się on do kontaktów organizmów, które nigdy lub bardzo rzadko miewają ze sobą kontakt w środowisku naturalnym, a w dodatku robi to w taki sposób i w takich warunkach, że bariery ochronne zwierząt ulegają osłabieniu. Epicentrami kontaktów różnych zwierząt i ich patogenów są rozmaite hodowle oraz targowiska żywych zwierząt – zwłaszcza tak zwane mokre targi w Chinach. Wiele nowych patogenów i wywoływanych przez nie chorób ma swoje źródło właśnie tam. Tak zapewne stało się i w wypadku wspomnianego już SARS. Na targowisku w Guangdong handlowało się niemal wszystkim, co udało się złapać. W tym nietoperzami i łaskunami. Warunki higieniczne i dobrostan przebywających tam zwierząt były fatalne. Stres, choroby, śmierć są w takich miejscach wszechobecne. Zwierzęta kupowane do celów kulinarnych są zwykle zabijane i patroszone od razu na miejscu. Być może jakiś przerażony, zestresowany łaskun trzymany na sprzedaż, dostał do zjedzenia wnętrzności jakiegoś świeżo wypatroszonego nietoperza (lub całe padłe zwierzę) i doszło do infekcji. A u łaskuna znów – przy kopiowaniu klucze ulegały drobnym modyfikacjom… Co gorsze, w oganizmach zainfekowanych różnymi gatunkami koronawirusów dochodzi czasem do wymiany fragmentów informacji genetycznej między nimi. Nowy, groźny wirus mógł więc zapożyczyć pewne cechy od innego  mało groźnego, ale za to lepiej dostosowanego do receprotów innej grupy ssaków, w tym człowieka. Po stwierdzeniu epidemii u ludzi i odkryciu, że pierwsi zarażeni mieli jakiś kontakt z targiem zwierzęcym w Guangdong, przebadano sprzedawane tam zwierzęta i odkryto, że wirusy niemal identyczne z SARS-CoV, pasujące do receptorów ACE2 w układzie oddechowym ludzi, występują tam u łaskunów chińskich. Jednocześnie nie odnaleziono ich u zwierząt tego gatunku, które nie miały bezpośredniego lub pośredniego kontaktu z tym targowiskiem. Choć mamy do czynienia jedynie z poszlakami, są one na tyle przekonujące, że uznano, iż zagadka źródła SARS została z dużym prawdopodobieństwem wyjaśniona. Jak widać – choć wirus wywołujący SARS wyewoluował zapewne od jednego z wirusów z rodzaju SARSr-Rf-BatCoV występujących u chińskich nietoperzy, jego transmisja na ludzi wymagała gatunku pośredniego i całego szeregu specyficznych okoliczności – zależnych od człowieka. Jako że szerzący się obecnie wirus SARS-CoV-2 ma podobną budowę i także odkryto jego stosunkowo bliskiego krewniaka u jednego z chińskich nietoperzy, przypuszcza się, że mechanizm transmisji międzygatunkowej mógł być podobny. Ponieważ jednak niezwłocznie zamknięto targowisko zwierząt w Wuhan, gdzie pracowała pierwsza osoba, u której stwierdzono objawy COVID-19, nie udało się tego na razie potwierdzić, ani znaleźć gatunku pośredniego (lub innego gatunku źródłowego), od którego mógł zarazić się pierwszy człowiek. Jak jednak zapewniają władze i specjaliści z Chin  ponieważ na targu tym nie handlowano nietoperzami, nie mógł to być przedstawiciel tej grupy zwierząt.

Warto zaznaczyć, że początkowo część naukowców nie wykluczała też innego źródła powstania nowego wirusa i infekcji. Po epidemii SARS w kilku miejscach na świecie, między innymi w instytucie w Wuhan, prowadzi się hodowle i badania koronawirusów, w tym wyizolowanych od chińskich nietoperzy. Zasugerowano, że nie można wykluczyć, iż doszło tam np. do przypadkowego zakażenie jednego z pracowników. Jako argument przemawiający za taką ewentualnością przedstawiany jest fakt, że „klucz” do receptora ACE2 obecny w SARS-CoV-2 ma unikatową budową genetyczną. Nie odnaleziono jej do tej pory u żadnego zwierzęcia czy wirusa występującego w naturze, a po epidemii SARS przebadano ich tysiące. Jednak obecnie, po dokładnym zbadaniu budowy nowego wirusa, większość specjalistów podnosi, że nauka współczesna nie potrafiłaby jeszcze zaplanować i sztucznie wytworzyć tak skomplikowanej struktury, więc musi to być wynik procesów naturalnych.

Co wiemy?

Obecny stan wiedzy na temat koronawirusa z Wuhan w kontekście jego związków z nietoperzami można podsumować z pięciu punktach:

  • Występujące u różnych zwierząt, w tym ptaków, nietoperzy i zwierząt udomowionych, co najmniej tysiące gatunków koronawirusów, w tym setki do tej pory poznanych, w ogromnej większości mają zdolność infekowania wyłącznie konkretnych gatunków lub grup gatunków zwierząt, ale nie ludzi.
  • U ludzi obecnie występuje 7 poznanych koronawirusów. Cztery z nich: HCoV NL63, HCoV HKU1, HCoV 229E i HCoV OC43 to powszechnie spotykane przyczyny przeziębień i katarów (odpowiadają za 1020% przypadków tych dolegliwości na świecie). Pozostałe trzy, pochodzenia zwierzęcego, wywołują poważniejsze schorzenia: MERS (bezpośrednim źródłem transmisji na człowieka były wielbłądy jednogarbne zwane taż dromaderami), SARS (łaskuny chińskie) i COVID-19 (gatunku, z którego doszło do transmisji na człowieka, jeszcze nie odnaleziono).
  • Ani u chińskich, ani u jakichkolwiek innych nietoperzy nie stwierdzono obecności wirusa SARS-CoV-2.
  • Obecnie epidemia COVID-19 szerzy się wyłącznie poprzez zarażanie się jednych ludzi od innych wirusem SARS-CoV-2. Przypuszczalnie udało się zlikwidować (lub odizolować) pierwotne źródło zakażenia, którym były jakieś zwierzęta na targu zwierzęcym w Wuhan (ale nie były to nietoperze).
  • Prawdopodobieństwo, że gdzieś dojdzie do identycznego zbiegu okoliczności i ponownego jednakowego parokrotnego zmutowania nietoperzowego wirusa SARSr-Rf-BatCoV, by znów powstał SARS-CoV-2 infekujący ludzi, są zerowe (mniej więcej takie, jak to, że w wyniku przypadkowego rozsypania się kosza pełnego warzyw i owoców powstanie na ziemi dokładna kopia jednego z portretów pędzla Giuseppe Arcimboldo).

Wniosek – nie ma najmniejszego powodu by teraz bardziej niż przed wybuchem obecnej epidemii bać się nietoperzy czy jakichkolwiek innych zwierząt lub roślin (tak – niektóre wirusy roślinne, np. popularny na paprykach wirus PMMoV, też mogą infekować ludzi!). Jeśli ktoś odczuwa irracjonalny strach przed powszechną obecnością wirusów wokół i wewnątrz nas – ma problem, bo nie da się jej uniknąć. Naprawdę realne zagrożenia stwarzają te nieliczne z nich, które powodują choroby i łatwo przenoszą się między ludźmi. Tak więc przykładowo banknoty, którymi się wymieniamy podczas różnych transakcji, stwarzają niewyobrażalnie większe zagrożenie dla naszego zdrowia, niż kolonia nietoperzy na strychu.

Czy ignorować zagrożenie powodowane przez choroby odzwierzęce?

Takiego wniosku w żadnym razie nie można wyciągać z przytoczonych wyżej faktów. W uproszczeniu można mówić o trzech głównych rodzajach zagrożeń:

1. Istnieją patogeny (np. pierwotniaki, bakterie, grzyby, wirusy i inne), które mogą zarażać zarówno ludzi, jak i zwierzęta, i może dochodzić do wielokrotnej wzajemnej bezpośredniej infekcji między gatunkami. Przykładami takich chorób wirusowych mogą być Ebola (wywołujący ją wirus zakaża zarówno ludzi, jak wiele innych ssaków, w tym małpy i nietoperze) oraz wścieklizna – zwłaszcza klasyczna, której wirus ma zdolność do infekowania wielu różnych ssaków. W przypadku wścieklizny warto zaznaczyć, że znanych jest też sporo gatunków wirusa wścieklizny typowo nietoperzowych, które są bardzo mało wirulentne w stosunku do innych ssaków (słabo pasują do ich receptorów), ale w przypadku kilku z nich znane są pojedyncze przypadki transmisji np. na koty, owce, kuny czy ludzi.

2. Niektóre patogeny, w tym wirusy, mogą być przenoszone przez zwierzęce wektory – najczęściej krwiopijne owady lub pajęczaki. Przenoszenie to może zachodzić zarówno między osobnikami tego samego gatunku, jak i czasami międzygatunkowo. Bezkręgowce będące wektorami mogą same ulegać infekcji, albo mogą przenosić patogeny wyłącznie mechanicznie – np. na kłujce. Przykładem choroby wirusowej przenoszonej w ten sposób jest Gorączka Zachodniego Nilu (rezerwuarem wirusa są ptaki, a komary mogą zakażać nim inne ptaki, ale także konie, psy i ludzi).

3. Zdarza się, że wirusy, które do tej pory nigdy nie infekowały ludzi, nagle w jakiś sposób pokonują istniejące bariery (np. w drodze mutacji, za pośrednictwem gatunku pośredniego, albo w wyniku nietypowych zachowań ludzi, na skutek których dochodzi do takich kontaktów między gatunkami, których wcześniej nie było, a które umożliwiają przeniesienie wirusa (np. zjadanie surowych zwierząt z gatunków, na które do tej pory nie polowano, amatorska hodowla rzadkich zwierząt egzotycznych z różnych rejonów świata oraz inne, bardziej ekstrawaganckie zachowania). Zwykle są to jednorazowe „przeskoki”, a wirus, który zaatakował nowy rodzaj gospodarza, u którego nie wykształciła się ewolucyjnie odporność na niego, może się wówczas szybko dalej rozprzestrzeniać już wyłącznie w ramach tego nowego gatunku. Poza opisanymi wyżej przypadkami SARS, MERS czy najnowszej COVID-19, niedawno miały miejsce wywołane w ten sposób epidemie takich wirusowych chorób jak Nipah (od świń domowych) czy Hendra (od koni).

Także w przeszłości dochodziło to transmisji wirusów ze zwierząt na ludzi i pojawiania się wywołanych przez nie chorób i ich epidemii. Przykładem może być powszechna, znana odra. Badania genetyczne wskazują, że wywołujący ją wirus, spotykany obecnie wyłącznie u ludzi, wyewoluował ok. XI w. z występującego u bydła wirusa księgosuszu. Wygląda jednak na to, że w dzisiejszych czasach ryzyko takich międzygatunkowych transmisji i wywoływanych przez nie pandemii jest większe niż kiedyś i będzie wciąż rosło. Wpływa na to kilka czynników. Wszystkie są spowodowane przez człowieka:

  • dramatyczne zmiany w środowisku, zmieniające (zwykle pogarszające) warunki życia wielu gatunków, które bytując na skraju przetrwania mogą wykazywać słabszą odporność i są bardziej podatne na różne czynniki patogenne;
  • silne zaburzenie naturalnych czynników selekcji – człowiek próbując przejmować rolę głównego czynnika regulującego populacje zwierząt, robi to według swoich potrzeb, wyobrażeń i możliwości, co zwykle ma niewiele wspólnego z wypracowanymi przez miliony lat ewolucji złożonymi mechanizmami regulacji naturalnej;
  • coraz bardziej totalne wciskanie się siedzib ludzkich we wszelkie siedliska, w wyniku czego zwierzęta mają do wyboru – wymrzeć, lub przystosować się do życia w pobliżu człowieka;
  • wprowadzanie w życie, przez ludzi, coraz to wymyślniejszych form eksploatacji coraz to nowych grup zwierząt (czasem w miejsce tych, które już wcześniej wytrzebili), na skutek czego dochodzi do niewystępujących wcześniej kontaktów, sprzyjających przenoszeniu się wirusów;
  • mieszanie w rozmieszczeniu gatunków na kuli ziemskiej przyczynia się z jednej strony do rozprzestrzeniania patogenów w obszary, na których nigdy wcześniej nie występowały, z drugiej – pojawiania się w różnych regionach nowych dla nich gatunków, które mogą stanowić pomost dla transmisji wirusa na człowieka;
  • gwałtowny rozwój skali, prędkości i zasięgu przemieszczania się ludzi sprawia, że gdy dochodzi do zainfekowania człowieka nowym, odzwierzęcym wirusem, prawie niemożliwe jest terytorialne ograniczenie zasięgu epidemii i w krótkim czasie dociera ona w odległe rejony naszej planety, także te, gdzie służba zdrowia nie jest przygotowana, by sobie z nimi efektywnie radzić.

Nietoperze niewinne, ale czy trzeba na nie uważać?

Skoro aktualny stan wiedzy wskazuje, że nietoperze nie są rezerwuarem ani źródłem zakażenia wirusem SARS-CoV-2, nic dziwnego że żadna fachowa instytucja nie zaleca podjęcia jakichkolwiek dodatkowych środków ostrożności czy zapobiegawczych dotyczących tej grupy zwierząt. One po prostu nie mają obecnie i nie będą miały żadnego związku z epidemią COVID-19, nawet jeśli w przeszłości to jakiś pochodzący od nich wirus, zapewne z winy człowieka i prawdopodobnie za pośrednictwem innego gatunku, dał początek koronawirusowi z Wuhan.

Nie znaczy to jednak, że nie powinniśmy uważnie przyglądać się nietoperzom – badać występujące u nich patogeny i starać się poznać, jak to się dzieje, że najczęściej nie wywołują u nich objawów chorobowych. Rzeczywiście bowiem nietoperze najwyraźniej wykształciły wyjątkową zdolność zwalczania większości infekcji wirusowych, bakteryjnych i innych. Być może tak jak w przeszłości, analizując ich niezwykłą zdolność do precyzyjnej orientacji w całkowitej ciemności za pomocą echolokacji, rozwinęliśmy technologię umożliwiającą budowę sonarów, radarów i ultrasonografów, tak wkrótce nauczymy się od nich, jak zapobiegać lub leczyć różne choroby.

Już teraz nietoperze (których jest ponad 1400 gatunków – każdy o nieco innej biologii) generalnie przyczyniają się do poprawy warunków środowiskowych i ograniczenia zagrożeń związanych ze zdrowiem. Warto pamiętać, że najbardziej niebezpiecznymi zwierzętami świata są mali krwiopijcy – komary. Na choroby przez nie przenoszone zapada co roku przeciętnie niemal co dziesiąty mieszkaniec naszego globu (ok. 700 mln zachorowań rocznie!). Każdego roku umiera na nie około miliona osób. Dla porównania – w Europie na choroby przenoszone przez nietoperze zachorowało i zmarło w całej historii badań medycznych 6 osób (wszystkie na wściekliznę nietoperzową – z powodu nieprzyjęcia szczepień po pogryzieniu przez chore zwierzęta). Jednocześnie nietoperze na wszystkich kontynentach – od strefy podbiegunowej po równikową, są ważnymi zjadaczami komarów i innych owadów. Szacuje się, że najmniejsze Europejskie nietoperze – karliki  mogą zjadać każdej nocy nawet po 2000 komarów i innych podobnej wielkości owadów. Nikt jeszcze nie wyliczył, ile więcej osób by chorowało i umierało na świecie od chorób roznoszonych przez krwiopijne owady, gdyby zabrakło nietoperzy. Na pewno mnóstwo.

Nietoperze należą do najbezpieczniejszych zwierząt naszego kontynentu i nie ma żadnych racjonalnych przesłanek zdrowotnych przeciw ich obecności w pobliżu ludzkich mieszkań, szkół, kościołów czy placówek służby zdrowia. Przeciwnie – mogą się nam przysłużyć redukując w sąsiedztwie dokuczliwe, latające nocą owady. Nie oznacza to, że nie powinniśmy zachować zdrowego rozsądku przy kontaktach z tymi, jak i wszelkimi innymi dzikimi zwierzętami. Na szczęście w naszej strefie kulturowej nie jest potrzebne zalecenie, by nie zjadać ich niedopieczonych lub niedogotowanych ciał, bo u nas nikt nie konsumuje tego typu „kulinariów”. Wystarczy więc stosować się do jednej elementarnej zasady – żadnych nieznanych dzikich zwierząt (także nietoperzy) nie chwytamy gołymi rękami, zwłaszcza gdy wyglądają na chore i nie zachowują się normalnie (np. nietoperz leżący w dzień na ziemi). A jeśli zrobimy tę głupotę i taki schwytany zwierzak nas ugryzie (w przypadku nietoperza raczej uszczypnie) – niezwłocznie umyjmy to miejsce wodą z mydłem i udajmy się do lekarza, by zdecydował, czy powinniśmy przyjąć szczepionkę przeciw wściekliźnie (jest skuteczna także w stosunku do wirusów europejskiej wścieklizny nietoperzowej). W wypadku naszych krajowych nietoperzy to całkowicie wystarczy.

A czy z obecnej epidemii powinniśmy się czegoś nauczyć? Tak! Że niepohamowane i często nielegalne eksploatowanie dzikiej przyrody może się obrócić przeciw nam na różne, często niespodziewane i nagłe sposoby. Być może tym razem przynajmniej władze chińskie to zrozumiały, bo zapowiedziały wprowadzenie stałego zakazu handlu dzikimi zwierzętami do celów kulinarnych i medycznych. Nie jest jeszcze pewne, jaką to dokładnie przybierze formę i jak skutecznie będzie przestrzegane, ale jest to krok w dobrym kierunku.

Andrzej Kepel


UZUPEŁNIENIE

10 dni po opublikowaniu powyższego artykułu (17.03.2020) w Nature ukazało się szczegółowe omówienie aktualnego stanu wiedzy na temat przypuszczalnego pochodzenia SARS-CoV-2. Jest ono zgodne z przedstawionymi wyżej wyjaśnieniami. Z bardzo wysokim prawdopodobieństwem wykluczono zarówno jego pochodzenie laboratoryjne, jak i od nietoperzowego wirusa BatCoV RaTG13. Jako najbardziej prawdopodobne przedstawiono dwie główne teorie. Jedna jest zgodna z tą opisaną wyżej: wirus SARS-CoV-2 wyewoluował u jakiegoś nieznanego zwierzęcia o podobnym receptorze ACE2 jak ludzki i dzięki temu po zainfekowaniu człowieka mógł spowodować epidemię. Druga zakłada dodatkowe ogniwo. Ludzie (zapewne większa liczba) zarażali się od pewnego czasu jakimś odzwierzęcym wirusem podobnym do SARS-CoV-2, ale o wciąż za mało dopasowanym „kluczu” do ludzkiego receptora ACE2, by powodował poważną chorobę i epidemię. Następnie już u ludzi ten niewykryty wirus podległ dalszej mutacji, zmieniając się w SARS-CoV-2. W każdym razie ani gatunek, od którego pochodzi nieodległy przodek koronawirusa z Wuhan, ani gatunek, od którego zaraził się człowiek, nie jest wciąż znany.