rys. Sławomir Kiełbus
Więcej w drukowanym wydaniu SALAMANDRY...
Ten artykuł został dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej |
Nie ma chyba w Polsce człowieka, który nie widziałby jerzyka. Bardzo wielu nie ma jednak świadomości, że czarna błyskawica, która wraz z kilkoma towarzyszami przemknęła z głośnym, wibrującym gwizdem ponad ich głowami, to właśnie on. Gwoli ścisłości – wibruje głos samczyka. Głos samiczki jest nieco wyższym, czystym gwizdem.
Niedościgły władca przestworzy – jerzyk
Fot. Maciej Szymański
Jerzyk (Apus apus) najczęściej jest mylony z jaskółką. Jego sylwetka, szybkość i zwinność lotu rzeczywiście nasuwają takie skojarzenie. Jeśli dodać do tego sposób zdobywania pokarmu, czyli łowienie owadów w locie, trudno uniknąć takich porównań. Różnic jest jednak równie wiele. Co ciekawe dotyczą one także tego, co na pozór wydaje się bardzo podobne.
Pierwsza i najczęściej przeoczana różnica dotyczy wielkości i sylwetki – jerzyk jest ptakiem znacznie potężniejszym od jaskółek. Jego rozpostartym skrzydłom niewiele brakuje do pół metra – mają 41–42 cm. Najlepiej chyba znana jaskółka, dymówka (Hirundo rustica), ma skrzydła o 7–10 cm krótsze. Co jeszcze ciekawsze, ciało jerzyka jest krótsze od ciała dymówki, i to liczonego bez charakterystycznych dla niej długich piór w ogonie (sterówek).
Niezwykłe proporcje sylwetki jerzyka, z ponad dwukrotnie dłuższymi od ciała skrzydłami, oraz fakt, że jego nóżki są króciutkie i nieprzystosowane do chodzenia, powodują, że przymuszony do lądowania na ziemi (z własnej woli nie robi tego nigdy) miewa kłopoty z ponownym startem. Zdrowy, dorosły ptak poradzi sobie z taką sytuacją. Jeżeli jednak nie bardzo wychodzi mu start z ziemi, możemy pomóc podrzucając go do góry. Podrzucajmy jednak ostrożnie, może się bowiem okazać, że nieszczęśnik nie może latać z innego powodu... Zanim odleci, mamy okazję odkryć jeszcze jedną cechę. Okazuje się, że nadzwyczajna długość skrzydeł, to długość ich piór. Same zaś skrzydła są niewiarygodnie krótkie. Takie rozwiązanie znakomicie sprawdza się w locie, gorzej, gdy jerzykowi przytrafi się kontuzja – nietrudno wówczas o uszkodzenia wielu nieodzownych dla sprawnego lotu elementów, skoncentrowanych w bardzo malutkiej kończynie.
Królestwem jerzyka są otwarte powietrzne przestrzenie, w których czuje się jak ryba w wodzie i prezentuje wspaniale. Pod tym względem nie ma sobie równych. Jeśli ptaki kojarzą nam się z wolnością poruszania się w przestworzach, to jerzyki są kwintesencją tego skojarzenia. W okresie pozalęgowym, zgromadzone w większe stada, wzbijają się na wysokość ponad dwóch kilometrów, ustawiają dziobem pod wiatr i spokojnie szybując, ucinają sobie drzemkę, której nie przerywają nawet pojedyncze uderzenia długich skrzydeł. Zdarza im się tak wypoczywać także w pogodne letnie noce, przy łagodnym wietrze, który nie zepchnie ich zbyt daleko od gniazd. Choć to albatrosy słyną z tego, że mogą przez kilka pierwszych lat swojego życia nie lądować na stałym lądzie, to jerzyki przewyższają je pod tym względem. Nie muszą bowiem lądować, aby wraz z partnerką pomyśleć o przedłużeniu gatunku – nawet te życiowe funkcje mogą załatwiać w powietrzu. Państwa jerzyków wiąże bardzo trwałe uczucie. Razem odlatują na południe, razem spędzają ferie zimowe i tego samego, kwietniowego lub majowego dnia, pojawiają się ponownie w ojczystych stronach, niekiedy w tym samym gnieździe, w którym wychowały się ich zeszłoroczne maluchy.
Krótkie nogi i ostre pazurki są doskonale przystosowane do przytrzymywania się nierówności ścian budynków
Fot. Adriana Bogdanowska
Skoro mowa o gnieździe, to budulec na nie – w odróżnieniu od jaskółek, które widujemy nad kałużami, gdy nabierają do dziobków grudki błota – jerzyki zbierają w locie: wyłapują drobne piórka, trawki i podobny do waty puch, hojnie rozsypywany przez owocujące topole. Mozolnie znoszą to wszystko do szczelin w naszych zabudowaniach lub w skałach, a czasem również w dziuplach drzew, i klecą gniazdo. W ludzkich osiedlach i w skałach tworzą kolonie składające się zazwyczaj z 30–40 gniazd (niekiedy ich liczba może dochodzić do 100), natomiast jerzyki leśne gniazdują pojedynczo.
Wszyscy słyszeliśmy o popularnej na Dalekim Wschodzie zupie z jaskółczych gniazd. Nie wszyscy mają świadomość, że te „jaskółki”, to krewniacy jerzyków, a ich gniazda to czarki tworzone ze zlepionych śliną materiałów. Również naszemu jerzykowi cieknie ślinka na myśl o skonsumowaniu związku małżeńskiego, z podobną do niego jak dwie krople wody partnerką. Ślina zostaje wykorzystana jako spoiwo elementów gniazda, w którym zostaną złożone dwa lub trzy jaja.
Wole szybko wypełnia się złapanymi w locie owadami. Jerzyki polują do późnego wieczora, często jeszcze wtedy, gdy na łowy wyruszają pierwsze nietoperze.
Fot. Maciej Szymański
Okres lęgów to jedyny czas, w którym jerzykom jest do szczęścia potrzebny stały ląd. Jerzy Desselberger, znakomity polski grafik, którego wielu kojarzy z najpiękniejszymi polskimi znaczkami pocztowymi, przede wszystkim o tematyce ptasiej, a przy tym najwybitniejszy (nie tylko na skalę polską) specjalista jerzykolog, zwrócił uwagę na ciekawą przemianę, jaka zachodzi u młodego jerzyka w momencie pierwszego opuszczenia rodzinnego gniazda. W jednej chwili raz na zawsze zapomina on o swojej lądowej przeszłości (20 dni w jajku i ok. 45 w gnieździe). Dotąd, karmiony przez rodziców zbitymi kulami owadów schwytanych w locie, przejmował je, obejmując swoją paszczą pół głowy taty lub mamy. W chwili, gdy przekroczył próg gniazda i wylądował w powietrzu, od razu przestawiał się na pożywienie, które dostrzegał, jako małe fruwające punkty. Słowa „paszcza” używam świadomie. Patrząc na głowę jerzyka, widzimy bowiem tylko jego maleńki dziobek. Gdy musimy go nakarmić, albo jeśli uda nam się dostrzec, jak łapie owady, nagle zauważamy, że ten dziobek, to znacznie mniej niż wierzchołek góry lodowej. Otwiera się za nim ogromna otchłań, w którą bez trudu można schwytać lecącego owada.
Zdarza się, że kilka piskląt naraz wymaga odchowania przez przybranych rodziców
Fot. Adriana Bogdanowska
Karmiąc młode, jerzyk może dziennie wyłowić z powietrza nawet 20 tysięcy (!) przelatujących owadów, z których duża część uprzykrzyłaby nam, ludziom, życie. Metoda łowów jest prosta w założeniu: otworzyć wielką paszczę, lecieć szybko i czekać, aż wole napełni się owadami. To jednak tylko teoria. Owady nie czekają przecież na zjedzenie, ustawione gęsiego w kolejce. Ptak, lecąc z ogromną prędkością, musi je wypatrzyć i skręcić po każdego z osobna. Ogromne ilości pochłanianych owadów potwierdzają, że jest ich w powietrzu bardzo wiele, a w diecie samych jerzyków skrupulatni naukowcy naliczyli już ponad 500 gatunków (przede wszystkim błonkówek, chrząszczy i muchówek), chwytanych chętniej nad wodą niż nad lądem. Wszyscy jednak wiemy, że w czasie niepogody owady chronią się w różnych zakamarkach, np. na spodniej stronie liści. Komary chętnie korzystają w tym czasie z naszych domów – i ich sieni i piwnic. Dla nas to jedynie utrapienie, ale dla jerzyków znacznie poważniejszy problem. Co jeść i czym karmić pisklęta, gdy w powietrzu nie kręci się nic jadalnego? Dorosłe ptaki sięgają wówczas do swojej najważniejszej umiejętności: błyskawicznego przemieszczania się na duże odległości. Cóż jednak mają począć jerzykowe maluchy, które są zdane wyłącznie na owadzie piguły aplikowane przez rodziców? Ano, radzą sobie, jak umieją – spowalniają swoje funkcje życiowe i czekają na lepsze czasy. Zbyt długi okres niepogody może być jednak dla nich zabójczy.
Jerzyki mają bardzo charakterystyczną sylwetkę. Czarne ubarwienie bez białych elementów i sierpowato zagięte długie skrzydła nie pozwalają ich pomylić z podobnymi na pierwszy rzut oka jaskółkami.
Fot. Maciej Szymański
Wiele ostatnio słychać o zagrożeniach, które czyhają na jerzyki. Dane z Europy Zachodniej jeżą skórę: na Wyspach Brytyjskich w latach 1994–2007 ubyło 41%, a we wschodnich Niemczech po 1990 r. nie doliczono się już 57% tych ptaków. Widać coraz wyraźniej, że stają się one ofiarami zawiedzionej wiary w człowieka. Historycznymi mieszkaniami jerzyków były wszelkiego rodzaju szczeliny, szpary i otwory w skałach, a na nizinach dziuple drzew. Szybko jednak odkryły, że człowiek, budując swoje domostwa, buduje przy okazji nieprzebrane morze dziur i otworów, jak gdyby właśnie z myślą o jerzykach. Dość powiedzieć, że w całym Tatrzańskim Parku Narodowym gniazduje dwieście par, natomiast w samej Warszawie ponad trzy tysiące. Niestety człowiek sam odkrył, że jego domy są dziurawe i na potęgę zaczął je uszczelniać. Dla całej populacji jerzyków oznacza to gwałtowny ubytek miejsc do gniazdowania, a dla tych, którym udało się je znaleźć i zająć jeszcze przed pracami remontowymi, często kończy się śmiercią głodową w zamurowanym czy zakratowanym gnieździe. Mimo że jest to niezgodne z przepisami, ciągle dochodzi do takich tragicznych zdarzeń. Prowadzone coraz liczniejsze akcje informacyjne powoli uświadamiają, jak łatwo wyrządzić krzywdę naszym skrzydlatym sojusznikom i co należy zrobić, żeby dbając o ciepło w naszych domach, pozostawić (albo stworzyć nowe) miejsce dla jerzyków. Musimy jednak spieszyć się, żeby jeszcze było dla kogo budować skrzynki lęgowe i „wieże dla jerza”*.
Większość jerzyków opuszcza nasz kraj w połowie sierpnia (w tym czasie pierwsze ptaki docierają na zimowiska do Zairu i Tanzanii, dolatując na południu do Zimbabwe i Mozambiku). Te, które z różnych przyczyn muszą to zrobić później, nawet jesienią, po wzbiciu się wysoko w powietrze dołączają do jerzyków krążących na wielkich wysokościach. Żaden obserwator ptaków nie szuka ich tam o tej porze roku, zwłaszcza, że gołym okiem widziałby jedynie puste niebo. Puste, do następnej wiosny.
Gdy przejrzymy polskie książki o ptakach czy też zasoby Internetu, zauważymy, że jerzyki – mimo że są władcami przestworzy i widujemy je regularnie – co najmniej tyle samo razy fotografowane są w powietrzu, co na ziemi lub w ręku. Niewątpliwie bierze się to z niemałych trudności, jakich nastręczają ich obyczaje. W przypadku ogromnej większości ptasich gatunków możemy – dzięki cierpliwej obserwacji – ustalić miejsca, w których je spotkamy: lubią tam żerować, wypoczywać, czyścić pióra. Jerzyk łamie te standardy – jest „wolnym ptakiem”, a jego domem jest przestrzeń, czyli miejsce bez barier. Jak zatem zasadzić się na takiego ptaka, którego można spotkać wszędzie i nigdzie, ale zawsze w powietrzu? Jak ustrzelić aparatem ptaka, który w pogoni za owadem potrafi nas niemal musnąć skrzydłem, a w tej samej sekundzie znaleźć się o kilkanaście metrów od nas i po drodze wykonać jeszcze kilka zwrotów pod ostrymi kątami? Zdjęcia towarzyszące niniejszemu tekstowi powstały dzięki spełnieniu warunku absolutnie koniecznego, stanowiącego jednak tylko wstęp do fotograficznego sukcesu – znalezieniu miejsca, koło którego jerzyki przelatują regularnie. Potem to już tylko: idealne warunki oświetlenia, szybkostrzelny aparat, niezmierzone pojemności kart pamięci i anielska cierpliwość...
Maciej Szymański
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Ten artykuł został dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej |
Torfowisko. Od czasu batalii o Dolinę Rospudy każdy, od przedszkolaka po seniora, choć raz musiał usłyszeć to słowo. Jednak jak wielu z nas wie, co się za nim kryje? Z reguły wiemy, że torfowiska to tereny podmokłe, stanowiące cenne siedlisko roślin i zwierząt. Potrafią nawet zatrzymać falę powodziową, a to już nie byle co. Ale dlaczego? Co w nich wyjątkowego? I wreszcie, czym różnią się torfowiska od innych mokradeł? Dlaczego nad pobliskim jeziorem rośnie najczęściej pospolita trzcina, a na torfowiskach rzadka malina moroszka i rosiczki? Dlaczego torfowiska są tak cenne i wyjątkowe? Ponieważ rośnie na nich niezwykły mech – mech torfowiec.
Mchy torfowce mają nieograniczony wzrost, a dzięki zdolnościom magazynowania wody w swoich komórkach, odgrywają olbrzymią rolę w jej naturalnej retencji
Fot. Renata i Marek Kosińscy
Torfowiska od setek lat znane są z torfu wykorzystywanego jako opał i budulec. W medycynie ludowej korzystano z jego właściwości przeciwreumatycznych, przeciwzapalnych i bakteriobójczych. Torf powstaje na terenach zabagnionych o niewielkiej dostępności tlenu. Jest to skała osadowa zbudowana z obumarłych, nierozłożonych szczątków roślinnych. To właśnie mchy z rodzaju Sphagnum stanowią główną roślinność torfotwórczą na torfowisku. Przyrost torfu jest bardzo powolny i wynosi około jednego milimetra rocznie. Oznacza to, że wykopując złoże z głębokości jednego metra, sięgamy aż tysiąca lat historii. I to dosłownie, bowiem torf jest nieocenionym źródłem wiedzy. W poszczególnych jego warstwach zapisane są dzieje ostatnich tysiącleci. Z uwagi na panujące na torfowisku warunki beztlenowe, w torfie zachowują się m. in. pyłki, nasiona, a nawet całe fragmenty roślin lub zwierząt. Analizując na ich podstawie skład gatunkowy poszczególnych epok, możemy prześledzić przebieg zmian klimatycznych w danym regionie i przekonać się, jak zmieniał się krajobraz na przestrzeni wieków. Warunki beztlenowe utrzymywane są w dużej mierze dzięki małej aktywności fotosyntetycznej mchów torfowców. Ograniczona jest ona do ich szczytowych odcinków sięgających dwóch–trzech centymetrów w głąb darni, a przy dużym zwarciu dywanu mszarnego niemal cała fotosynteza zachodzi wyłącznie w główkach mchu.
Charakterystyczną rośliną torfowisk wysokich jest żurawina błotna. Jej owoce są kulinarnym przysmakiem.
Fot. Renata i Marek Kosińscy
Roślinność torfowisk, zwłaszcza wysokich, jest specyficzna tylko dla tego typu ekosystemów. Wynika to przede wszystkim z silnie kwasowego odczynu podłoża, spowodowanego zdolnością mchów torfowców do wymiany jonów. Pobierają one ze środowiska dodatnie jony różnych pierwiastków, a w zamian oddają ujemne jony wodorowe, które powodują spadek pH. W związku z tym na torfowisku wysokim mogą rozwijać się wyłącznie rośliny, które preferują lub przynajmniej znoszą tak niekorzystne warunki. Należą do nich m.in. owadożerna rosiczka okrągłolistna (Drosera rotundiflora), wełnianka pochwowata (Eriophorum vaginatum), żurawina błotna (Oxycoccus palustris) i wykorzystywane w medycynie ludowej bagno zwyczajne (Ledum palustre).
Funkcjonowanie torfowiska zależy przede wszystkim od zachowania odpowiedniego poziomu stagnującej wody i wilgotności podłoża. Podczas długotrwałych upałów inne typy mokradeł, zwłaszcza te zasilane wodami opadowymi, mogą czasowo wysychać. Ale nie torfowiska. I znowu na pochwałę zasługują tu mchy torfowce. Mają one niebywałą zdolność gromadzenia wody. Mistrzem chłonności jest torfowiec magellański (Sphagnum magellanicum), który w specjalnych martwych komórkach wodonośnych może zmagazynować ilość wody przekraczającą aż 21-krotnie jego własną masę. Z tego powodu na torfowisku zajmuje on najwyżej położone, a tym samym najbardziej narażone na wysychanie stanowiska (szczyty kęp), natomiast pozostałe gatunki torfowców rosną tym niżej, im mniejsze są ich możliwości gromadzenia wody. Na uwagę zasługuje również współpraca pomiędzy różnymi gatunkami torfowców. Osobniki porastające wilgotne dolinki mszarne przekazują wodę tym, które występują wyżej, a te z kolei transportują ją aż do samego wierzchołka kępy. Dzięki temu torfowiska mogą wypiętrzać się wysoko ponad poziom lustra wody, tworząc tym samym malowniczą mozaikę roślinności oraz krajobrazu.
Torfowce nie tylko pełnią rolę sieci wodociągowej dla innych roślin, ale też chronią całe siedlisko przed parowaniem. Przede wszystkim rosną w bardzo dużym zwarciu, co fizycznie utrudnia wodzie przebicie się przez dywan mszarny. W sytuacji bardzo silnego nasłonecznienia, mchy Sphagnum zmieniają barwę z purpurowej lub zielonej na białą. Powoduje to odbijanie padających na torfowisko promieni słonecznych, a tym samym zabezpiecza je przed przegrzaniem, a wodę przed parowaniem. Takie sprytne to mchy.
Zdolność gromadzenia wody przydatna jest nie tylko podczas suszy. Nieoceniona jest zdolność retencyjna mchów Sphagnum, dzięki której torfowiska stanowią doskonały bufor dla wód roztopowych i opadowych, co z kolei zapobiega powodziom lub minimalizuje ich skutki. Trzydziestoprocentowy udział zwartych kompleksów torfowisk w zlewni rzeki może zredukować falę powodziową nawet o osiemdziesiąt procent. Doskonale widoczne jest to co kilka lat, kiedy Wisła i Odra regularnie wylewają na swych uregulowanych, obwałowanych i otoczonych zabudową odcinkach, podczas gdy na wschodzie kraju, rzeki bez większych anomalii płyną w swych w miarę naturalnych, często otoczonych torfowiskami korytach.
Modrzewnica zwyczajna rośnie na torfowiskach przejściowych i wysokich
Fot. Renata i Marek Kosińscy
Jak widać, mchy torfowce mają nie tylko ogromną wartość przyrodniczą, ale również praktyczną i użytkową. Ba! Mogą ocalić niejeden majątek, a nawet życie. Kto by się tego spodziewał po małym niepozornym mchu? Jego niezwykłe właściwości zostały docenione, a wszystkie gatunki należące do rodzaju Sphagnum objęte ochroną. Chronione są często również całe ekosystemy torfowiskowe lub ich fragmenty, włączane w granice parków narodowych (np. torfowiska biebrzańskie), rezerwatów przyrody, użytków ekologicznych czy sieci obszarów Natura 2000. Niestety nie wszyscy dostrzegają ich rolę, dlatego torfowiska nieustannie są eksploatowane i odwadniane. Niewielkie śródleśne i śródpolne kompleksy zarastają i tracą swoje cenne właściwości. Odwodnione przez człowieka torfowiska łatwo ulegają pożarom. Ogień trawi je od środka długo i powoli. W wielu przypadkach nie sposób znaleźć zarzewia ognia, dlatego z reguły tylko ulewne deszcze są w stanie zatrzymać żywioł. Torfowiska zajmują zaledwie 4% powierzchni naszego kraju. To niewiele. Biorąc pod uwagę ich ogromne znaczenie dla przyrody i człowieka, warto objąć ten skrawek naszej ziemi szczególną opieką.
Karolina Jamska
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Ten artykuł został dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej |
Niczym tytułowe „Kwiaty Polskie” w poemacie Juliana Tuwima, nasze rodzime kaczki także mogłyby się stać symbolem tęsknoty do ojczyzny. W pełni na to zasługują, wszak rozpiętością kolorów i ciekawymi kształtami nie ustępują kwiatom. Gdy dodamy do tego różnorodność intrygujących zachowań w okresie godów, ptaki te będą zachwycać i pozostawiać uczucie tęsknoty za czymś niezwykłym.
Grupa płaskonosów w locie tokowym to wyjątkowo piękny i rzadki widok |
Wzlatujące w powietrze rożeńce tworzą swoistą i niepowtarzalną wiązankę |
Kaczy spektakl rozpoczyna się w marcu i do połowy kwietnia jest jednym z najpiękniejszych przejawów nadchodzącej wiosny. Czas ten, to okres migracji, kiedy ptaki wędrują z położonych na południu zimowisk, ku lęgowiskom w środkowej i północnej części kontynentu europejskiego. Zadanie, przed którym stoją – rozród i poprzedzające go toki – sprawiają, iż samce przywdziewają swą najpiękniejszą szatę. Jest to upierzenie godowe. Później, w czasie jesiennej migracji, nie będą już tak wytworne, ponieważ wcześniej odzieją się w stonowaną szatę spoczynkową. Tymczasem, zanim wiosną się zazieleni, przemierzają ogromne odległości, zatrzymując się po drodze w typowych dla siebie siedliskach. Oczywiście wodnych, lecz niech to nie zmyli młodych przyrodników: na otwartych całorocznych akwenach nie znajdziemy wielu kaczek. Zdecydowana większość zatrzymuje się na płytkich rozlewiskach w dolinach rzecznych czy też większych śródpolnych kałużach. Powstanie tych okresowych siedlisk związane jest z corocznym cyklem uwalniania wody z mas śniegu zalegającego na obszarze zlewni. Za jego sprawą wody rzeczne występują z koryt zalewając nadbrzeżne łąki. Wśród zalanej roślinności, w szybko nagrzewającej się wodzie, rozwijają się drobne organizmy zwierzęce, które wraz z roślinnością łąkową stanowią bazę żerową naszych bohaterów. Właśnie w takich miejscach należy poszukiwać kaczek, uwzględniając zasadę, że na płytkich wodach (do około pół metra głębokości) będą dominować pławice – „kaczki pływające”, a na głębszych grążyce – „kaczki nurkujące”.
Obserwacja wiosennej migracji kaczek niesie ze sobą jeszcze jeden, miły dla człowieka aspekt. Otóż, w szarościach końca zimy, ich barwne upierzenie jest jednym z najpiękniejszych zwiastunów wiosny.
Podczas migracji kaczki intensywnie tokują. Zjawisko to składa się z bogatego zestawu zachowań, odmiennego dla każdego gatunku. Płaskonosy (Anas clypeata) na przykład płyną gęsiego, pierwszy ptak odzywa się charakterystycznym czkaniem, unosi możliwie wysoko głowę, po czym gwałtownie ją opuszcza. Po nim to samo zachowanie podejmuje drugi ptak, następnie trzeci i tak dalej. Wygląda to, jak tworzona przez kibiców fala na piłkarskim stadionie. Cyraneczki (Anas crecca) puszą pióra na głowie, energicznie podskakując, gągoły (Bucephala clangula) strzelają strumieniami wody wyrzucanymi spod nóg, czernice (Aythya fuligula) potrząsają głowami by uformowane z piór kiteczki efektownie przecinały powietrze, krakwy (Anas strepera), niczym nasza młodzież na koncercie, gwałtownymi ruchami unoszą, po czym odrzucają głowę do tyłu itd. Oprócz tego część toków odbywa się w powietrzu. Są to widowiskowe przeloty najczęściej kilku samców i jednej samiczki. Cechują się one żywiołowością i gwałtownością powietrznych akrobacji. Do tych wszystkich opisów, rzecz jasna bardzo skąpych z racji rozpiętości tematu, dodać należy dźwięki. Każdy gatunek odzywa się w swoisty sposób. Jest to kolejny intrygujący aspekt obserwacji tych stworzeń. Ohary (Tadorna tadorna) na przykład wydają dźwięki przypominające przedziwne gwizdy, świstuny (Anas penelope) świszczą niczym dziecięce, kąpielowe kaczuszki, a rożeńce (Anas acuta) odzywają się cichym, acz absolutnie magicznym (nie znajduję tu lepszego słowa) dźwiękiem.
Świstuny widywane są w Polsce głównie na przelotach |
Cyraneczki są naszymi najmniejszymi i najpiękniej ubarwionymi kaczkami |
Fotografowanie kaczek jest wyzwaniem obarczonym najwyższym stopniem ryzyka niepowodzenia. Dzieje się tak głównie dlatego, że kaczki jako w większości ptaki łowne, są bardzo czujne i reagują ucieczką na najdrobniejsze oznaki zagrożenia. Dodatkowo, obierane przez nie siedliska – otwarte, płytkie wody – utrudniają do nich dotarcie. Próby nadbrzeżnej zasiadki kończą się na ogół fiaskiem: bogata linia brzegowa sprawia, że prawdopodobieństwo przepływania kaczek w pobliżu brzegu jest niewielkie. Do tego dochodzi jeszcze krótki czas dobrego światła, trudność w utrzymaniu właściwej perspektywy i kilka innych technicznych aspektów. Stąd długo sądziłem, że kaczki, stworzenia tak silnie oddziałujące na wyobraźnię, są tematem nieosiągalnym dla fotografa, lub co najwyżej stanowią trofeum przypadkowe (czyli pozbawione możliwości kreatywnego wpływania na tworzone zdjęcie). Wielokrotnie zniechęcony niepowodzeniami i ponownie motywowany urodą tych ptaków, drążyłem jednak temat. Kluczem okazał się zarówno szczelny kamuflaż, jak i sposób dotarcia na pożądany dystans. Tu najskuteczniejsza okazała się pływająca platforma, skrywająca górną część ciała i sprzęt fotograficzny (dolna część ciała znajduje się wówczas pod wodą).
Dziś jestem już po kilku sezonach udanych spotkań z kaczkami, dzięki czemu mogę przybliżyć czytelnikom SALAMANDRY ich piękno, które oceniam jako absolutne.
Tekst i zdjęcia: Piotr Chara
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Widłaki, to jedna z gałęzi potężnej niegdyś dynastii widłakowców (Lycophytina), które w erze paleozoicznej tworzyły rozległe lasy na terenach zalewowych, prawdopodobnie w rozległych deltach rzek. Wymiary ówczesnych lepidodendronów (= łuskodrzewów) i sygilarii zwanych drzewami pieczęciowymi – były imponujące. Rośliny te osiągały wysokość ponad trzydziestu metrów i średnice łodyg u nasady ponad dwa metry. Z ich obumarłych szczątków powstały złoża węgla kamiennego w Europie i Ameryce Północnej. Współcześnie rodzaj widłak (Lycopodium) obejmuje około 400 gatunków, z czego siedem rośnie na terenie Polski.
Widłak jałowcowaty pokrojem przypomina miniaturowe jałowce. Na szczytach pędów widoczne są charakterystyczne kłosy zarodnionośne.
Fot. Adriana Bogdanowska
Wszystkie krajowe gatunki należą do widłaków jednakozarodnikowych, co oznacza, że wytwarzane zarodniki są jednakowe i wyrastają z nich przedrośla* obupłciowe. Ich przeciwieństwem są widłaki różnozarodnikowe, u których z mniejszych zarodników wyrastają przedrośla męskie, a z większych – żeńskie. Pokoleniem dominującym u widłaków jest sporofit, a gametofit jest mały i niepozorny. Charakterystyczną cechą widłaków jest sposób umieszczenia zarodni. Osadzone są one na górnej powierzchni liści, które nazywane są wówczas liśćmi zarodnionośnymi (sporofile). Tworzą one u wielu gatunków skupienia zwane, ze względu na wygląd, kłosami zarodnionośnymi. Liście asymilacyjne są drobne, mają niepodzieloną blaszkę i jedną lub dwie nierozgałęziające się wiązki przewodzące. Wszystkie krajowe gatunki widłaków są niewielkich rozmiarów, a ich liście są zimozielone.
Jednym z najczęściej spotykanych i rozpowszechnionych w Polsce jest widłak goździsty (Lycopodium clavatum), zwany również babimorem. Jest to roślina o płożącym się, silnie rozwidlonym i obficie ulistnionym pędzie. Końcówki liści zaopatrzone są w długie, białe włoski. Zwykle dwa kłosy zarodnionośne umieszczone są na długich szypułkach, ponad zielonym, ulistnionym pędem. Gatunek ten rośnie w suchych i świeżych borach sosnowych oraz w obrębie wrzosowisk. W górach osiąga piętro kosówki. Równie częsty jest widłak jałowcowaty (Lycopdium annotinum). Spotka się go na obrzeżach borów bagiennych, w sosnowych borach trzęślicowych, kwaśnych buczynach, wilgotnych borach mieszanych oraz borach świerkowych północno-wschodniej Polski i regla górnego. Szczególnie licznie rośnie w świerczynie na torfie. Pędy są płożące z licznymi, prosto wzniesionymi ku górze gałązkami, które obficie porastają ostro zakończone listki. Pokrojowo roślina przypomina miniaturowe jałowce. Kłosy zarodnionośne umieszczone są pojedynczo bezpośrednio na szczycie ulistnionych gałązek. Kolejny gatunek, widłak wroniec (Huperzia selago), jest szeroko rozpowszechniony w górach, aż po piętro alpejskie. Na niżu jego stanowiska są rozproszone. Gatunek preferuje podłoże wilgotne i dobrze przewietrzane. Charakterystyczne u wrońca jest bardzo gęste, ciemnozielone, ząbkowane ulistnienie oraz brak pędu zarodnionośnego. Zarodnie umieszczone są w kątach liści, wyłącznie na młodych pędach.
Widłaczek torfowy jest najmniejszy z krajowych widłaków
Fot. Renata i Marek Kosińscy
Osobliwy pod wieloma względami jest widłaczek torfowy, zwany też widłakiem torfowym (Lycopodiella inundata / Lycopdium inundatum). Ta niewielka pod względem rozmiarów roślina (pędy dorastają do kilku-kilkunastu cm) rośnie w skrajnie niesprzyjających warunkach. Spotkać ją można na silnie kwaśnym podłożu torfowym lub na wilgotnej glebie mineralnej w obrębie piaskowni i glinianek.
Wśród krajowych gatunków widłaków występuje tzw. grupa widłaków spłaszczonych (Diphasiastrum spp.), którą tworzą trzy podobne do siebie gatunki: widłak spłaszczony (Diphasium complanatum), widłak cyprysowaty (D. tristachyum) i widłak Zeillera (D. zeilleri). Pędy tych roślin są wzniesione, zaś gałązki spłaszczone i pokryte łuskowatym ulistnieniem. Na pierwszy rzut oka rośliny te wydają się pozbawione liści. Na wzniesionych szypułkach występuje zwykle kilka kłosów zarodnionośnych. Widłaki te rosną w suchych i świeżych borach sosnowych, unikając runa, w którym znaczny udział mają trawy.
Widłak goździsty jest najpospolitszym przedstawicielem widłaków w Polsce
Fot. Renata i Marek Kosińscy
Zarodniki widłaków zawierają dużo łatwopalnego olejku eterycznego. Właściwości te dawniej wykorzystywano do czyszczenia kominów z sadzy oraz w pirotechnice. Obecnie zarodniki po wysuszeniu stosowane są jako zasypki i pudry dla niemowląt. Wytwarza się z nich również otoczkę w produkcji pigułek. Ponadto wykorzystuje się je w daktyloskopii i w odlewnictwie metalowym, gdzie wysypuje się nimi formy odlewnicze (m.in. dzwonów). W medycynie ludowej zarodniki stosowano jako środek przeciw wszom oraz środek leczący rany.
Widłaki, ze względu na urodę oraz zimozielone liście, w wielu regionach kraju w okresie wielkanocnym wykorzystywane są jako ozdoby i dekoracje. Tradycja ta narusza obowiązujące przepisy prawne, gdyż wszystkie gatunki widłaków występujące w Polsce są prawnie chronione. W Myszyńcu na Kurpiach udało się przeciwdziałać temu procederowi w bardzo prosty sposób. W konkursach na najpiękniejszą palmę wielkanocną, dyskwalifikowane są te, które w swojej konstrukcji zawierają pędy widłaków.
Michał Falkowski
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Zakład Botaniki
Uniwersytet Przyrodniczo-Humanistyczny w Siedlcach
Ten artykuł został dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej |