Kto jest największym importerem dzikich ptaków na świecie? Chwila wahania...? Stany Zjednoczone? W końcu leżą niedaleko Ameryki Południowej, słynącej z bogactwa awifauny... Nie, pudło! Największym importerem ptaków pochodzących z odłowów jest... Unia Europejska. USA swojego czasu faktycznie dzierżyło palmę pierwszeństwa, będąc krajem docelowym m.in. dla blisko 50% wszystkich odławianych papug. W 1992 r. wprowadzono tam jednak nowe przepisy, które zabraniają importu ptaków pochodzących z wolności i należących do gatunków ujętych w załącznikach Konwencji Waszyngtońskiej (Konwencji o Międzynarodowym Handlu Zagrożonymi Gatunkami Fauny i Flory – CITES). Od tego czasu pałeczkę lidera przejęła UE, stając się najważniejszym na świecie rynkiem zbytu dzikich ptaków. Nie jest to oczywiście powód do dumy i nie za to lubię Europę. Mój entuzjazm wzbudza natomiast nowe Rozporządzenie Komisji (WE) – Nr 318/2007, które wzorem przepisów amerykańskich zabrania importu na teren UE ptactwa pochodzącego z odłowów.
Ara araruna ze względu na atrakcyjne upierzenie stosunkowo często trzymana jest w domach
Fot. Borys Kala
Zanim wspomniane rozporządzenie weszło w życie, ptaki łapane były do celów komercyjnych na szeroką skalę. Najwięcej eksportowano ich z biednych państw Afryki (np. Senegal, Tanzania, Kamerun), Ameryki Południowej (np. Surinam, Gujana, Argentyna) oraz Azji (np. Pakistan). Ptaki odławiane były przez lokalnych traperów, mieszkających zazwyczaj setki kilometrów od większych miast. Często, aby dostać się do piskląt w dziupli, praktykowano ścinanie całego drzewa! Wiele ptaków padało na skutek przeżytego szoku oraz obrażeń wewnętrznych. Odłowione zwierzęta sprzedawane były pośrednikom, którzy po zgromadzeniu większej partii przewozili je do dużych miast. RSPCA1 opisuje przewożenie ptaków w Tanzanii na odległość 1200 km. Korzystano z rowerów, samochodów, a także transportu publicznego – np. na dachach autobusów. W miastach zwierzęta przejmowane były przez eksporterów, organizujących dalszą trasę – zazwyczaj drogą lotniczą. Zanim jednak opuściły kraj pochodzenia, większość z nich ginęła... EIA2 – międzynarodowa organizacja zajmująca się wykrywaniem i zwalczaniem przestępstw przeciwko przyrodzie – podaje, że na jednego ptaka, który przeżywa transport trzy inne giną zanim dotrą do celu podróży! Te, które przeżyją, trafiają do sklepów, a następnie do osób, które zwykle kupują zwierzęta pod wpływem impulsu, często nie mając pojęcia, jak z nimi postępować i czym je karmić...
Na podstawie ilości sprzedawanego ptasiego pokarmu EPFIF3 szacuje, że w samej tylko Wielkiej Brytanii ptaki przetrzymywane są w około 1,4 miliona gospodarstw domowych. W latach 2000–2003 do Unii trafiło ponad 2,7 miliona pochodzących z wolności okazów ptaków z gatunków umieszczonych w Załącznikach II i III CITES, co stanowi ponad 90% światowego handlu przedstawicielami dzikiej awifauny objętej tą Konwencją! Warto dodać, iż import ptaków należących do gatunków wpisanych do załączników CITES stanowił tylko niewielki procent ogólnej liczby ptaków sprowadzanych do UE. Informacje o wprowadzanych do Unii okazach gatunków nie objętych CITES nie są zbierane. Oznacza to, że przytoczone liczby to zaledwie czubek góry lodowej, o rozmiarach praktycznie niemożliwych do oszacowania.
Jedną z ofiar niekontrolowanych odłowów w naturze jest ara spixii (Cyanopsitta spixii). Ostatnie obserwacje przedstawiciela tego gatunku na wolności pochodzą z końca 2000 roku. Obecnie na świecie żyje około 70 osobników – wszystkie w hodowlach. Największą kolekcję (około 47 ptaków) posiada szejk Saoud Bin Mohammed Bin Ali Al Thani z Kataru. Być może w przyszłości na bazie hodowanych zwierząt uda się stworzyć program odbudowy dzikiej populacji w Brazylii... Należy jednak pamiętać, że papugi te są ze sobą dosyć silnie spokrewnione, przez co powodzenie takiego programu stoi pod dużym znakiem zapytania.
Skonfiskowane amazonki, przetrzymywane w ośrodku rehabilitacyjnym Nederlands Opvangcentrum voor Papegaaien (N.O.P.) w Veldhoven (Holandia).
Fot. Borys Kala
Kto czerpał z tego biznesu największe korzyści? Wpływy z handlu ptakami odłowionymi na wolności omijały szerokim łukiem lokalne społeczności w państwach ich pochodzenia, zasilając kieszenie często dobrze sytuowanych handlarzy z państw bogatych. Za papugi, które w sklepach osiągały ceny 400 USD/szt., w ich rodzimych krajach rzadko płacono ponad 7 USD/szt. Unijny zakaz importu nie pozbawił, jak sugerują niektórzy, środków do życia społeczności lokalnych biednych państw, w których prowadzone były odłowy. Dla traperów pieniądze pochodzące ze sprzedaży ptaków zazwyczaj nie stanowiły głównego źródła utrzymania. Poza tym należy zaznaczyć, że liczba osób trudniących się odłowem ptaków z reguły nie jest duża – w Gujanie, drugim pod względem liczby eksportowanych ptaków kraju Ameryki Południowej, wykazano zaledwie 100 osób działających w tej branży.
W roku 2005, na fali paniki wywołanej epidemią ptasiej grypy, Unia Europejska wprowadziła tymczasowy zakaz importu na teren Unii ptaków pochodzących z odłowów. Równolegle koalicja ponad 200 pozarządowych organizacji zajmujących się ochroną przyrody oraz prawami zwierząt prowadziła intensywną kampanię na rzecz przekształcenia tego „tymczasowego” zakazu w „permanentny”. Nie zabrakło wśród nich również „Salamandry”, która czynnie brała udział w tym przedsięwzięciu. Aby osiągnąć zamierzony cel, organizacje przedstawiały przeróżne argumenty. Najbardziej przemawiający do Komisji Europejskiej okazał się jednak problem ptasiej grypy. To właśnie strach przed zawleczeniem na teren Wspólnoty szczepu H5N1 tego wirusa doprowadził do podjęcia decyzji o wprowadzeniu trwałego zakazu importu dzikiego ptactwa.
Decyzja o wprowadzeniu przez UE permanentnego zakazu importu ptaków pochodzących z odłowów spotkała się z krytyką ze strony Sekretariatu CITES. Konwencja Waszyngtońska promuje bowiem „zrównoważone” korzystanie z zasobów przyrodniczych. Według Sekretariatu, głównym zagrożeniem dla ptaków jest niszczenie ich naturalnych siedlisk, zaś unijny zakaz importu odbierze lokalnym społecznościom odławiającym dzikie ptaki finansową motywację do ochrony tych siedlisk. Jednocześnie Sekretariat wydaje się nie zauważać faktu, że dotychczasowe zasady ochrony, w tym te wynikające z CITES, nie zawsze są wystarczające. Do tej pory aż 22 gatunki papug zostały przeniesione z Załącznika II, w którym znajduje się większość taksonów objętych CITES, do Załącznika I, zabraniającego obrotu w celach komercyjnych. Oznacza to, że sytuacja tych ptaków w warunkach naturalnych uległa poważnemu pogorszeniu, mimo że objęte były przepisami Konwencji i teoretycznie „pozyskiwane wyłącznie w sposób zrównoważony, nie wpływający w sposób negatywny na ich populacje”.
Co nowego wprowadza Rozporządzenie? Niewątpliwie najważniejszy jest bezwzględny zakaz importu na teren UE ptaków pochodzących z wolności. Importerzy mogą sprowadzać wyłącznie okazy pochodzące z hodowli, przy czym każdy osobnik musi być unikatowo oznaczony przy pomocy mikroczipu lub zamkniętej obrączki. Co więcej, żywe ptaki pochodzące z hodowli można przywozić wyłącznie ze wskazanych przez UE państw. Z obostrzeń wynikających z rozporządzenia zwolnione są tylko nieliczne kraje sąsiadujące z Unią, np. Szwajcaria, posiadające podobne standardy weterynaryjne. Wszystkie eksportowane do UE ptaki muszą przejść co najmniej 30-dniową kwarantannę w zaakceptowanych przez Komisję Europejską centrach kwarantannowych. Lista takich centrów znajduje się w Załączniku V do Rozporządzenia. Polska, podobnie jak Dania, Francja, Irlandia, Malta i Węgry, zgłosiła tylko jedno centrum, zaś np. Niemcy aż 24. Podczas trwania kwarantanny urzędowy lekarz weterynarii zobowiązany jest do przynajmniej dwukrotnej kontroli każdego transportu. W przypadku wykrycia oznak chorób, Rozporządzenie przewiduje szczegółowy zakres działań zapobiegający ich rozprzestrzenianiu się.
Nowe przepisy, które w życie weszły z dniem 1 lipca 2007 roku, zapewne istotnie przyczynią się do ochrony wielu zagrożonych gatunków na całym świecie. Nadal dopuszczalny będzie import ptaków pochodzących z wolności np. przez ogrody zoologiczne czy też w ramach projektów ochronnych. Skala importu będzie jednak nieporównywalnie mniejsza – w przypadku gatunków ujętych w załącznikach CITES szacuje się, że liczba importowanych ptaków spadnie z blisko miliona do zaledwie kilkuset osobników rocznie.
Borys Kala
Zdania na temat wyglądu nietoperzy są podzielone, ale chyba najwięcej emocji pod tym względem budzą mopki. Jedni zachwycają się ich urodą, inni wręcz przeciwnie – uważają, że są niezwykle brzydkie i nazywają je latającymi diabełkami. Gdyby jednak wśród miłośników nietoperzy rozpisać ankietę na ulubiony gatunek, mopek z pewnością zająłby jedno z czołowych miejsc.
Rozpoznawanie nietoperzy nie jest łatwą sztuką, ale nawet osoby niezbyt biegłe w zoologii, zobaczywszy raz mopka, raczej nie pomylą go z żadnym innym gatunkiem. Mopek (Barbastella barbastellus) to jedyny krajowy nietoperz, o którym można powiedzieć, że jest cały czarny (po czesku mopek to po prostu... netopýr černý). Rzeczywiście – pysk, uszy, błony lotne oraz futerko na grzbiecie są czarniawe (futerko często ma jeszcze srebrzysty połysk). Bardzo ciemny kolor mają także włosy na stronie brzusznej, która tylko nieznacznie kontrastuje z grzbietem. Niezwykła jest „twarz” mopka. Nasady dużych trójkątnych uszu są zrośnięte pośrodku głowy (ponoć dawniej nazywano mopka m.in. zrosłouszkiem). Bardzo małe, ledwie widoczne oczy osadzone są wysoko i przez to sprawiają wrażenie jakby znajdowały się we wnętrzu ucha. Krótki, szeroki i spłaszczony pysk opisywany jest najczęściej jako „mopsowaty”.
Zasięg występowania mopka właściwie ogranicza się do Europy i jedynie nieznacznie poza nią wykracza, dochodząc do Maroka, Wysp Kanaryjskich i Kaukazu. Nietoperz ten zasiedla większą część kontynentu, od Portugalii po środkową Ukrainę i Białoruś oraz od wysp na Morzu Śródziemnym po Łotwę, płd. Skandynawię i Wyspy Brytyjskie. Brak go niemal zupełnie w południowych częściach półwyspów Bałkańskiego i Iberyjskiego.
Warto wiedzieć, że na świecie żyje jeszcze jeden gatunek mopka – Barbastella leucomelas (tłumacząc z angielskiego można go nazwać mopkiem wschodnim). Nietoperz ten (bardzo podobny do naszego „zrosłouszka”) zamieszkuje wyżynne i górskie obszary wschodniej Afryki oraz południowej i środkowej Azji.
Najłatwiej spotkać mopka zimą, w okresie hibernacji. Widuje się go wtedy często, na terenie całego kraju. Mopek zimuje w podziemiach, zarówno naturalnych jak i sztucznych. Nie jest zbyt wybredny, jeśli chodzi o wielkość i rodzaj schronienia. Odpowiadają mu zarówno obiekty małe (piwniczki, niewielkie schrony, sztolnie, wyschnięte studnie) jak i rozległe systemy fortyfikacyjne. Nieco rzadziej spotyka się go w jaskiniach, a wyjątkowo może zimować także w innych miejscach, np. dziuplach drzew.
Oprócz mroczków pozłocistych, absolutnych rekordzistów w przetrzymywaniu mrozów mopki są naszymi najbardziej zimnolubnymi nietoperzami. Wybierają najczęściej miejsca z temperaturą od zera do kilku stopni. Znoszą okresowe mrozy, nawet do 10 kresek poniżej zera. W przeciwieństwie do większości nietoperzy nie przeszkadzają im przewiewy. W zimowiskach mopki lokują się często w mało izolowanych miejscach, np. tuż przy wyjściach, a jeśli nie panują akurat silne mrozy, mogą hibernować nawet praktycznie „na dworze”, np. w szczelinach murów albo zewnętrznych ścian jaskiń. W okresie snu zimowego są bardzo mobilne – dość często spontanicznie się budzą i przenoszą w inne miejsca. Mopki tolerują szeroki zakres wilgotności, częściej jednak wybierają miejsca suche. Dlatego praktykowane niekiedy zabiegi, polegające na zwiększeniu wilgotności w zimowiskach nietoperzy, mające „poprawić” mikroklimat, powinny być stosowane bardzo ostrożnie. Może się okazać, że pomagając nietoperzom wilgociolubnym, np. nockom rudym, zaszkodzimy mopkom.
Prawdziwą sensacją w środowisku chiropterologicznym było odkrycie przed kilku laty ogromnego zimowiska mopków w nieużywanym podziemnym tunelu na terenie woj. lubuskiego. Stwierdzono tam ponad 1800 nietoperzy. Większość z nich zimowała razem, tworząc wielki czarny, futrzasty „plaster”. Na świecie znane są tylko dwa miejsca, gdzie naliczono więcej mopków: tunel kolejowy w Muran-Dielik na Słowacji (do 7800 osobników, ale tunel ten zawalił się i obecnie zimuje tam bardzo mało zwierząt) oraz Jaskinia Kanion na Kaukazie (ponad 7000).
Zazwyczaj „klastry” mopków nie przekraczają 200 osobników, ten oszacowano na ponad 1000. To największa grupa mopków, jaką kiedykolwiek widziano w Polsce.
Fot. Radosław Jaros
Spośród krajowych nietoperzy mopki hibernują najkrócej, niekiedy zaledwie przez 3 miesiące w roku. Często opuszczają zimowiska już w drugiej połowie lutego i wtedy większość z nich... przepada bez wieści, aż do następnej zimy. Mopki nie lubią długich wędrówek. Mimo że notowano przeloty niemal 300-kilometrowe, to (wg obecnej wiedzy) wydaje się, że z reguły nie odlatują od zimowisk dalej niż na 20–30 km. Co więc się dzieje z tysiącami czarnych stworzonek, liczonymi corocznie w zimowiskach? Dlaczego tak trudno zobaczyć je latem? Przyczyną jest najprawdopodobniej tryb życia mopków. Nietoperze te robią wszystko, aby nikt ich nie znalazł (choć zapewne ich intencją nie jest utrudnianie życia naukowcom).
Mopki związane są przede wszystkim ze starszymi lasami. To, że nietoperze te znajduje się czasami w budynkach lub płaskich skrzynkach dla nietoperzy, nie znaczy wcale, że upodobały sobie ten rodzaj schronień. Korzystają z nich raczej wyjątkowo i są tam po prostu łatwiej wykrywalne. W rzeczywistości mopki (z wyjątkiem okresu zimowego) są jednymi z mniej zsynantropizowanych* nietoperzy. Ich głównymi, naturalnymi kryjówkami są drzewa, ale (w przeciwieństwie do większości leśnych latających ssaków) klasyczne dziuple wcale im nie odpowiadają. Mopki najbezpieczniej czują się w różnego typu wąskich i głębokich szczelinach. Idealnymi schronieniami są dla nich przestrzenie za płatami odstającej kory oraz pęknięcia w pniach i konarach.
O ile stwierdzenie pojedynczych mopków nie jest jeszcze czymś szczególnie nadzwyczajnym, to odnalezienie kryjówki kolonii rozrodczej bez pomocy telemetrii graniczy niemal z cudem. W Polsce znanych jest zaledwie kilka takich miejsc. Wszystkie znajdowano w szczelinach budynków położonych w lasach lub ich pobliżu. Mopki szczególnie upodobały sobie szpary za drewnianymi okiennicami. Prawdopodobnie dostrzegają w nich podobieństwo do szczelin w drzewach lub płatów odstającej kory.
Zimową kryjówką tej trójki mopków stała się przestrzeń za odpadającym od sufitu tynkiem
Fot. Radosław Jaros
Letnie kolonie mopków formują się już wczesną wiosną, jednak nietoperze mogą wracać do miejsc hibernacji w razie dłuższych nawrotów zimowej aury. Samice przygotowujące się do porodu oraz wychowujące młode, tworzą bardzo małe grupki, liczące od kilku do kilkudziesięciu osobników. Nietoperze używają kilku kryjówek głównych i nawet kilkudziesięciu schronień „awaryjnych”, między którymi bardzo często, nawet co 2–3 dni, się przemieszczają. W ten sposób znacząco zwiększają swoje szanse na bezpieczne przetrwanie lata i odchowanie potomstwa. Takie lotne komanda są trudno wykrywalne dla potencjalnych drapieżników (i człowieka), poza tym utrata jednej kryjówki (np. w wyniku ścięcia bądź przewrócenia się drzewa) nie musi dla nietoperzy oznaczać nieszczęścia. Trudniej jest też chronić letnie stanowiska mopków (w przeciwieństwie np. do nocków dużych, które całe lato zwykle siedzą grzecznie na „swoim” strychu). Przykład mopków pokazuje, że o wiele istotniejsze niż ochrona pojedynczych stanowisk zagrożonych zwierząt (np. konkretnych drzew, gdzie akurat danego dnia ktoś znalazł kolonię), jest skupienie się na zachowaniu ich siedlisk – w tym przypadku starych drzewostanów. Małe mopki usamodzielniają się po 8–9 tygodniach, a kolonie rozpraszają się dopiero jesienią, we wrześniu lub październiku.
Międzygatunkowy tercet hibernujących nietoperzy: gacek brunatny, nocek rudy i... czarna owca w grupie, czyli mopek
Fot. Andrzej Kepel
Naturalne fragmenty lasów oraz ich obrzeża zapewniają mopkom nie tylko kryjówki, są także ich żerowiskami. Mopki odżywiają się głównie małymi motylami nocnymi. Polują również nad wodami, na terenach zakrzaczonych (zarastające polany, ogrody), a nawet przy lampach ulicznych. Nie są wytrzymałymi ani szybkimi lotnikami, ale za to wyróżniają się dużą zwrotnością, dlatego mogą sobie pozwolić na wyszukiwanie ofiar wśród roślinności. Prawdopodobnie potrafią też zbierać pokarm z powierzchni liści.
Mimo trudności ze znalezieniem mopków w okresie letnim, ich wysokie liczebności podczas liczeń zimowych pozwalają sądzić, że populacja tego nietoperza w naszym kraju jest stabilna. Zupełnie inaczej jest w Europie Zachodniej. Tam mopek jest jednym z najrzadszych i najbardziej zagrożonych nietoperzy. W kilku krajach (np. Belgii, Danii i Holandii) albo wyginął, albo znajduje się na krawędzi wymarcia. I pomimo starań przyrodników ta tendencja wydaje się nie tylko utrzymywać, ale nawet pogłębiać. Dlatego władze Unii Europejskiej umieściły mopka w Załączniku II Dyrektywy Siedliskowej, czyli objęły go programem Natura 2000. Oznacza to m.in., że ważne stanowiska mopka należy obejmować ochroną. Mopek pojawił się także na Czerwonej Liście Zwierząt Ginących i Zagrożonych w Polsce, jako gatunek o nierozpoznanym statusie.
Dzięki nowoczesnym metodom badawczym człowiek wydziera mopkom coraz więcej sekretów. Wciąż jest to jednak nietoperz bardzo tajemniczy i... czasami warto się chyba zastanowić, czy nie lepiej, aby choć trochę tej aury tajemniczości pozostało.
Radosław Jaros
*) Gatunki
synantropijne to takie, których środowiskiem życia są przede wszystkim siedziby
ludzkie i ich pobliże.
W 2006 roku (już po raz piętnasty!) do biura „Salamandry” przybyli tłumnie przedstawiciele naszej krajowej fauny i flory. Rzecz jasna – nie samodzielnie, ale jako utrwalone za pomocą aparatu fotograficznego obrazy. W sumie odwiedziło nas ponad tysiąc ssaków, ptaków, gadów, płazów, różnorodnych bezkręgowców i barwnych roślin. Wiele zdjęć zasługiwało na wyróżnienie, niestety nie mogliśmy nagrodzić wszystkich. 5 października 2006 roku, jury w składzie: Adriana Bogdanowska, Ewa Olejnik, Andrzej Kepel, Piotr Skórnicki oraz Przemysław Wylegała, z ciężkim sercem dokonało wyboru laureatów: I miejsce – Mariusz Oszustowicz z Tych za zdjęcie pt. „Jak w bajce”, II miejsce – Mateusz Kowalski z Podkowy Leśnej za zdjęcie pt. „Pustułka”, III miejsce ex aequo – Antoni Kasprzak z Wronek za zdjęcie pt. „Lot” i Marcin Sacha z Tarnowa za zdjęcie pt. „Parawan”. Wyróżnienia otrzymali: Paweł Batycki z Elbląga za zdjęcie pt. „Trójkąty”, Andrzej Cichowicz z Brzuzego za zdjęcie pt. „Jesienne mazy”, Patrycja Ciosek z Warszawy za zdjęcie pt. „Rogaś”, Bartosz Czerwonka z Poznania za zdjęcie pt. „Sąsiad Strażnika Czasu”, Saturnina Homan z Sulmierzyc za zdjęcie pt. „Dudek”, Henryk Janowski z Reska za zdjęcie pt. „Amory”, Antoni Kasprzak z Wronek za zdjęcia pt. „Taaaka była” oraz „...odczep się...”, Piotr Kierzkowski z Gdańska za zdjęcie pt. „Grudniowa sjesta”, Henryk Kościelny z Tarnowskich Gór za zdjęcie pt. „Trojaczki”, Mateusz Kowalski z Podkowy Leśnej za zdjęcie pt. „Rybitwy białoskrzydłe”, Waldemar Krasowski z Zabrodzia za zdjęcie pt. „Na łowy o zachodzie”, Agnieszka i Robert Laskowscy z Ostrowa Wlkp. za zdjęcie pt. „Poderwaniec”, Dorota Maszyk z Krakowa za zdjęcie pt. „Oddech zimy”, Mariusz Oszustowicz z Tych za zdjęcie pt. „Czysta woda”, Jan Padoł z Tarnowa za zdjęcie pt. „Konwersacja”, Zbigniew Polaczyk z Poznania za zdjęcie pt. „Topniejące Tuczno”, Mateusz Ściborski z Gdańska za zdjęcia pt. „Brzask na Wyspie Sobieszewskiej” i „Warmińskie mgły” oraz Grzegorz Zalewski z Poznania za zdjęcie pt. „Pajęczyn czar”.
„Jak w bajce”
Fot. Mariusz Oszustowicz
„Lot”
Fot. Antoni Kasprzak
„Parawan”
Fot. Marcin Sacha
„Sąsiad Strażnika Czasu”
Fot. Bartosz Czerwonka
„Amory”
Fot. Henryk Janowski
„Taaaka była”
Fot. Antoni Kasprzak
„...odczep się...”
Fot. Antoni Kasprzak
„Grudniowa sjesta”
Fot. Piotr Kierzkowski
„Trojaczki”
Fot. Henryk Kościelny
Najlepsze zdjęcia można obejrzeć na wystawie pokonkursowej, składającej się z 29 fotografii. Po raz pierwszy eksponowana była w listopadzie, podczas Międzynarodowych Targów Ekologicznych POLEKO 2006. Przez cały rok wystawa będzie wypożyczana zainteresowanym instytucjom. W maju planujemy ekspozycję w poznańskim Ogrodzie Botanicznym.
Ewa Olejnik
Z pewnym opóźnieniem donosimy o wynikach dorocznego liczenia zimujących nietoperzy w obiektach podziemnych Pomorza Gdańskiego, jakie przeprowadzili członkowie Akademickiego Koła Chiropterologicznego PTOP „Salamandra” w lutym 2006 roku. Łącznie skontrolowaliśmy 57 piwnic, bunkrów, fortów i innych mrocznych miejsc, spośród których aż 12 zostało przez nas odwiedzonych po raz pierwszy. Do najciekawszych należy niewątpliwie stara, wyschnięta studnia w lasach leśnictwa Wierszyno (Park Krajobrazowy „Dolina Słupi”). Stanowi ona jedyną pozostałość dawnej osady, odnaleźli ją zaś pracownicy parku krajobrazowego, od kilku lat niezwykle zaangażowani w program ochrony nietoperzy i współpracę z naszym Kołem. Głębokość studni wynosi około 11 metrów, toteż do policzenia nietoperzy zimujących w jej kamiennych, budowanych bez zaprawy ścianach, niezbędna była lina i sprzęt alpinistyczny, używany przy eksploracji jaskiń. Przykryta warstwą gałęzi i ogrodzona lichym płotkiem studnia mogła stać się śmiertelną pułapką dla nielatających zwierząt, a nawet ludzi. Na szczęście na dnie studni nie znaleźliśmy warstwy kości ani stosu czaszek... Obiekt okazał się natomiast przytulną zimową kryjówką dla prawie 40 nietoperzy, głównie nocków Natterera, którym towarzyszył samotnik lub indywidualista – jedyny w studni gacek brunatny. Łącznie, we wszystkich kryjówkach naliczyliśmy 630 nietoperzy, należących do 8 gatunków.
Mateusz Ciechanowski
Na początku roku przetoczyła się przez Polskę pierwsza od wielu lat ogólnonarodowa debata na temat związany z ochroną przyrody. Najczęściej powtarzanym, odmienianym przez wszystkie przypadki wyrazem była nazwa rzeki, znanej do tej pory głównie niezbyt licznym pasjonatom kajakarstwa oraz jeszcze mniej licznym przyrodnikom – Rospuda. Innymi wyrazami, których używalność nadzwyczajnie wzrosła, były: ekolog, drzewo, obwodnica, alternatywa, torfowisko..., a także prawo, dyrektywa, decyzja, trybunał... Mimo panujących w lutym mrozów, temperatura dyskusji była wysoka. Pojawiały się różne argumenty, slogany, epitety, figury retoryczne... emocje. Kto ma rację? Jak się w tym połapać?
Cechą współczesnych przekazów medialnych jest skrótowość. Jeśli ktoś chciałby wypowiedzieć przed kamerą myśl na tyle złożoną, że czas potrzebny na jej wypowiedzenie jest dłuższy niż 15 sekund, może być pewny, że mu się nie uda. W połowie wypowiedzi dostanie kolejne pytanie na zupełnie inny temat. Stąd, jeśli problem jest bardziej złożony, trudno liczyć, że ze szklanego ekranu pozna się jego dogłębną analizę. Nieco większe możliwości daje słowo pisane. Czasem można uzyskać nawet 5 stron na objaśnienie zagadnienia. Na takiej powierzchni, można pokusić się o przedstawienie kilku problemów związanych nawet z tak skomplikowaną sprawą, jak prawne aspekty lokalizacji obwodnicy Augustowa.
Czy dolina Rospudy to „dziedzictwo kulturowe”, jak twierdzi Minister Środowiska? Twór jakich wiele, który powstał dzięki działalności lokalnej społeczności – wycięciu lasu i użytkowaniu łąk w dolinie rzecznej? Liczne ekspertyzy zdecydowanie potwierdzają coś odmiennego – w spornym miejscu znajduje się duży kompleks przepływowych torfowisk alkalicznych, powstałych w wyniku akumulacji torfów turzycowo-mszystych, zachodzącej w sposób niezakłócony od ok. 1–2 tysięcy lat. Badania torfu potwierdzają, że teren ten – poza wąską strefą na obrzeżach – nigdy nie był zalesiony. Jest to wg współczesnej wiedzy jedyny duży płat tego typu torfowiska w Europie, który przetrwał do dziś w stanie modelowym, praktycznie niezakłóconym przez działalność człowieka. Inne torfowiska tego typu, np. nad Biebrzą, są częściowo osuszone lub w inny sposób przekształcone w wyniku gospodarowania. Z tym doskonałym stanem siedliska wiąże się występujące na nim bogactwo świata roślin, grzybów i zwierząt. Tak – zasługą Polski i lokalnych społeczności jest to, że tego unikatowego siedliska do tej pory nie zniszczono. Nie jest to jednak powód, aby można było to zrobić teraz. Przeciwnie – mając coś absolutnie unikatowego, jesteśmy szczególnie odpowiedzialni za to, aby to dziedzictwo uszanować i zachować dla przyszłych pokoleń.
Projekt inwestycji, stanowiący przedmiot sporu, dotyczy wybudowania w poprzek tej doliny, w jednym z jej najszerszych miejsc, nowej drogi, długości 17,1 km, o statusie drogi ekspresowej (dwa pasy ruchu w każdym kierunku), omijającej miasto Augustów. Nad torfowiskiem, na odcinku o długości powyżej 500 m, droga ta ma przebiegać po estakadzie opartej na 10 przęsłach. Ma także przeciąć kompleksy leśne Puszczy Augustowskiej – w tym miejsca gniazdowania wielu rzadkich i chronionych ptaków.
Czy w związku z tym, że procedury związane z planowaniem i uzyskiwaniem pozwoleń na budowę drogi w tym miejscu rozpoczęły się przed przystąpieniem Polski do UE, Polska rzeczywiście nie jest zobowiązana do przestrzegania unijnego prawa ochrony przyrody w odniesieniu do tej inwestycji? Czy rzeczywiście – jak twierdzi Rząd – wystarczy, że spełnione zostały wymagania prawa krajowego? Komisja Europejska, rozpoczynając przeciwko Polsce postępowanie w sprawie niewykonania zobowiązań wynikających z prawa wspólnotowego, jest przeciwnego zdania.
Zatwierdzony przebieg drogi przecina istniejący od 2004 r. ptasi obszar Natura 2000 (obszar specjalnej ochrony ptaków „Puszcza Augustowska”), a także obejmujący prawie to samo terytorium proponowany specjalny obszar ochrony siedlisk. Ów siedliskowy obszar Natura 2000 jest „jedynie” proponowany przez organizacje pozarządowe w tzw. Shadow List, jednak Rząd Polski w swoich pismach do Komisji Europejskiej deklarował zamiar włączenia go do oficjalnej polskiej propozycji. Nie ma zresztą innej możliwości – ze względu na unikatowe walory przyrodnicze i spełnienie wszystkich kryteriów, bez tego obszaru Polska propozycja sieci nie ma szans na zatwierdzenie przez Komisję Europejską.
Od daty wstąpienia do Unii Europejskiej (1 maja 2004 r.) w stosunku do Polski ma zastosowanie art. 6 ust. 2 (w powiązaniu z art. 7) Dyrektywy Siedliskowej UE. Oznacza to, że Polska, jako państwo członkowskie, ma obowiązek podejmować odpowiednie działania w celu uniknięcia na obszarach Natura 2000 pogorszenia stanu siedlisk i znaczącego niepokojenia tych gatunków, dla których ten obszar został wyznaczony (Europejski Trybunał Sprawiedliwości potwierdził ten obowiązek np. w wyroku w sprawie C-117/00 przeciw Irlandii). Komisja Europejska konsekwentnie broni stanowiska, że jeśli kraj członkowski nie dopełnił obowiązku zgłoszenia do sieci jakiegoś kwalifikującego się obszaru siedliskowego, nie zwalnia go to z obowiązku jego ochrony. W przypadku istniejącego ptasiego obszaru Natura 2000, nie ma żadnych wątpliwości, że obowiązek ten Polski dotyczy.
Nie będę tu cytował sprzecznych wypowiedzi, wygłaszanych w mediach przez przedstawicieli Rządu. Przy analizie prawnej istotne są dokumenty. Według raportu oddziaływania tej inwestycji na środowisko, budowa drogi, a szczególnie mostu, przez dolinę rzeki Rospudy spowoduje pogorszenie stanu siedlisk, niepokojenie oraz zagrożenie miejsc lęgowych 17 gatunków ptaków, dla których ten obszar Natura 2000 wyznaczono. Władze polskie potwierdziły istnienie tych zagrożeń w decyzji środowiskowej z 18 października 2006 r., zezwalającej na realizację tego projektu pod pewnymi warunkami, wśród których jest zapewnienie rekompensaty strat siedlisk, jakie poniosą te gatunki ptaków. Oznacza to, że przyjęto, iż inwestycja zmieni status ochrony tego obszaru na mniej korzystny niż przed realizacją projektu, a więc naruszony zostanie art. 6 ust. 2 Dyrektywy Siedliskowej.
A jak wygląda poziom zagrożenia, jakie inwestycja ta może sprowadzić na unikatowe torfowisko? Problem w tym, że... tego nie wie nikt! Oceny przedstawione przez polskie władze nie zawierają jasnych konkluzji co do prawdopodobnego wpływu tej inwestycji na stosunki wodne obszaru – a te są wszak kluczowe dla zachowania tego siedliska. Raport oddziaływania na środowisko stwierdza, że budowa opartego na 360 palach tymczasowego mostu technologicznego (potrzebnego podczas budowy estakady) spowoduje szkody w zbiorowiskach roślinnych oraz powierzchni terenu w strefie budowy. W kwestii prawdopodobnego wpływu projektu na stosunki wodne obszaru, w przesłanych Komisji dokumentach, użyto takich stwierdzeń, jak: „można sądzić”, „wydaje się jednak”... W jednym z raportów autorzy zalecają wykonanie dodatkowych badań terenowych dla ustalenia rzeczywistego systemu zasilania siedlisk w dolinie w wodę. 28 lutego br. Minister Transportu ogłosił podczas konferencji prasowej, że zlecił specjalistom opracowanie takiej technologii budowy estakady, aby nie zaszkodzić dolinie. Trochę... późno. Najpierw powinno się zbadać stosunki wodne i ocenić wpływ, jaki inwestycja (a właściwie wszystkie jej racjonalne opcje) może mieć na środowisko, a dopiero potem podejmować decyzję.
Najwyższe ciało eksperckie w tej dziedzinie – Państwowa Rada Ochrony Przyrody – wypowiedziała się w tej sprawie kilkukrotnie – w czerwcu 2004 r., październiku 2005 r., sierpniu 2006 r. i marcu 2007 r. Konkluzja była zawsze taka sama. Forsowana lokalizacja obwodnicy Augustowa stanowi poważne zagrożenie dla unikatowych siedlisk doliny Rospudy, a istnieją możliwości, których nie uwzględniono w procesie decyzyjnym, a które wyglądają na o wiele mniej szkodliwe. Jest to więc rozwiązanie niedopuszczalne z przyrodniczego i prawnego punku widzenia.
Zwolennicy zatwierdzonego przebiegu trasy podkreślają, że zostaną przeprowadzone działania kompensujące straty, i to na niespotykaną w Polsce skalę. Mają one całkowicie zrównoważyć, a nawet przerosnąć szkody. Podkreśla się, że posadzonych zostanie wielokrotnie więcej drzew niż ich będzie wyciętych. Wylicza się, ile sztucznych zbiorników wodnych zostanie stworzonych oraz ile hektarów drogowcy będą musieli co roku kosić. Czy to nie wystarczy? Proponowane w tym wypadku działania kompensacyjne to niestety rażący przykład niezrozumienia przepisów oraz zasad ochrony przyrody. Po pierwsze – nie młodnik, nie stawy i nie kośne łąki stanowią o walorach tego obszaru. Ich tworzenie nie może więc zrównoważyć ew. strat w siedliskach ptaków czy torfowiskach. Po drugie – nie wiadomo, czy rozpoczęcie koszenia naturalnych siedlisk nie spowoduje degradacji ich obecnych walorów, a więc dodatkowych szkód przyrodniczych. Po trzecie – skandalem jest, że część „kompensacyjnych” zalesień planowanych jest na obszarze proponowanym do ochrony w ramach sieci Natura 2000 ze względu na występowanie na nim suchych, piaszczystych, wapnistych muraw (siedliska o znaczeniu priorytetowym dla Wspólnoty), a także ze względu na występowanie dwóch ściśle chronionych gatunków roślin – sasanki otwartej i leńca bezpodkwiatkowego. Działania takie nie tylko nie mogą być uznane za rekompensatę strat przyrodniczych w innym miejscu, ale dodatkowo spowodowałyby niedopuszczalne zniszczenie kolejnych walorów!
„Nie ma alternatywnej propozycji – to, co proponują ekolodzy, to tylko kreska na mapie” – słyszeliśmy wielokrotnie w serwisach informacyjnych. Tymczasem ta kreska, to właśnie zobrazowanie alternatywnej możliwości przeprowadzenia trasy obwodnicy! Organizacje pozarządowe nie są od tego, aby tworzyć techniczne plany. Przy wybieraniu przebiegu trasy należało przeanalizować wszystkie racjonalne możliwości i wybrać najmniej szkodliwą. Tymczasem z nieznanych przyczyn, proponowanej przez obrońców Rospudy wersji przez Chodorki, nie uwzględniono w analizach. Tak – przed wstąpieniem do Unii nie było takiego obowiązku. Ale gdzie zdrowy rozsądek i umiejętność przewidywania?
Niektórzy uczestnicy obozu nad Rospudą rzeczywiście byli tam służbowo – policjanci mieli spisywać dane osobowe protestujących oraz „chronić ich przed gniewem narodu”
Fot. Adam Tarłowski
Oczywiście droga w alternatywnej lokalizacji też będzie stwarzała pewne zagrożenia. Jednak pod wieloma względami jest ona lepsza od obecnie zatwierdzonej. Przecinałaby dolinę w jednym z najwęższych miejsc – poza obszarem siedliskowym Natura 2000 i w takim miejscu obszaru ptasiego, w którym występuje zdecydowanie mniej chronionych ptaków, z bardziej pospolitych gatunków. Omijałaby środkową, najcenniejszą część doliny. Dzięki możliwości przecięcia rzeki przez jednoprzęsłowy most, zapewnionoby nienaruszalność torfowiska. Te siedliska, które mogłyby być zagrożone zniszczeniem przez budowę drogi, są zdecydowanie bardziej pospolite w Polsce i w większości nieobjęte ochroną prawną. Ponadto w tym miejscu istnieją większe szanse na stworzenie skutecznych przejść dla zwierząt, a więc uniknięcia przerwania korytarza ekologicznego. Pewne niebezpieczeństwo wiąże się z możliwością wypadku drogowego związanego z wyciekiem szkodliwych substancji. Mogłoby to spowodować skażenie położonych niżej cennych obszarów. Oznacza to, że także w tym miejscu należałoby zastosować rozwiązania techniczne minimalizujące prawdopodobieństwo wystąpienia takiej katastrofy.
Komisja Europejska już od prawie 2 lat zwraca uwagę polskiego Rządu na wątpliwości prawne dotyczące kilku inwestycji drogowych w południowo- wschodniej Polsce – w tym planów obwodnicy Augustowa. Pierwsze pisma, słane 5 kwietnia 2005 r., 3 lutego 2006 r. i 31 lipca 2006 r., miały charakter próśb o wyjaśnienia i informacje. Jednak 12 grudnia 2006 r. Komisja przesłała pismo zawierające uwagi formalne (letter of formal notice), rozpoczynając w ten sposób tzw. etap przedsporny procedury prawnej w sprawie o niewykonanie zobowiązań wynikających z prawa wspólnotowego. Komisja Europejska poinformowała w nim, że jej zdaniem przepisy są łamane, i wezwała do usunięcia niezgodności z prawem. Zwrócono w nim uwagę na wszystkie wymienione wyżej i jeszcze kilka innych niezgodności tej inwestycji z dyrektywami Ptasią i Siedliskową UE. Zgodnie z procedurą, polski Rząd mógł albo zastosować się do tych zaleceń, albo przesłać wyjaśnienia, próbując przekonać Komisję, że prawo nie jest łamane. Jednocześnie do czasu wyjaśnienia sprawy powinien wstrzymać działania wskazane przez Komisję jako niezgodne z prawem. Rząd przygotował i przesłał odpowiedź 15 lutego 2007. W międzyczasie jednak wydano wiążące decyzje, rozstrzygnięto przetarg i wykonawca rozpoczął prace (pomiary geodezyjne). Z jednej strony spowodowało to znaną reakcję organizacji ekologicznych („obóz nad Rospudą”), dzięki której sprawa stała się znana opinii publicznej, a z drugiej – bezprecedensowo szybką odpowiedź Komisji Europejskiej. Kolejnym i ostatnim krokiem w przedspornym etapie postępowania jest przesłanie tzw. uzasadnionej opinii (reasoned opinion). Zwykle takie opinie są przyjmowane na specjalnych posiedzeniach Komisji, organizowanych co kwartał, a zainteresowane rządy otrzymują ponownie dwa miesiące na odpowiedź lub wycofanie się z decyzji wskazywanych jako sprzeczne z prawem. Ponieważ jednak pojawiło się niebezpieczeństwo, że zanim skończą się procedury, unikatowe i niemożliwe do odtworzenia walory zostaną zniszczone, zwołano nadzwyczajne posiedzenie Komisarzy i już 28 lutego przesłano uzasadnioną opinię (podobnie jak letter of formal notice – dotyczącą nie tylko obwodnicy Augustowa, ale i innych inwestycji drogowych w NE Polsce). Jednocześnie dano Polsce jedynie 7 dni na odpowiedź. Odpowiedź została wysłana 6 marca. Przez pracowników Komisji została oceniona jako „nieprzyjemna”. Starano się w niej wytknąć błędy w pismach Komisji oraz powtórzono argument, że procedura uzgadniania tej inwestycji rozpoczęła się przed wejściem Polski do UE.
Powyższy argument Komisja uznaje za „nie na temat”. Nie zarzuca się bowiem Polsce naruszenia unijnych procedur, których w tej sprawie rzeczywiście nie musiała przestrzegać, lecz działania mogące pogorszyć stan obszaru Natura 2000 – a więc naruszenie art. 6 ust. 2 Dyrektywy Siedliskowej oraz art. 6, 10 i 174 Traktatu Wspólnotowego, ustanawiających zasady kompleksowej ochrony, lojalności wszystkich władz państwowych, przezorności oraz zrównoważonego rozwoju. Dlatego w najbliższych dniach Komisja z pewnością zdecyduje o przekazaniu sprawy do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Jednocześnie zapewne złoży wniosek, by Trybunał zastosował „środek tymczasowy”, czyli wydał nakaz wstrzymania prac do czasu rozstrzygnięcia sprawy.
Warto zaznaczyć, że trwają także krajowe procedury, mające wstrzymać prace do czasu zmiany lokalizacji trasy. Np. 27 grudnia 2006 r. Rzecznik Praw Obywatelskich zaskarżył decyzję Wojewody Podlaskiego o środowiskowych uwarunkowaniach zgody na realizację obwodnicy Augustowa jako niezgodną z ustawą o ochronie przyrody (poprzez niespełnienie przesłanek warunkujących wydanie decyzji) oraz z Konstytucją RP (poprzez nieuwzględnienie zasady zrównoważonego rozwoju i ochrony środowiska). Wniósł o uchylenie tej decyzji, a do tego czasu o wstrzymanie jej wykonania. Dodatkowo okazało się, że część gruntów na terenie planowanej inwestycji nie została wykupiona ani wywłaszczona i należy do protestujących organizacji lub osób. Zgodnie z prawem, uniemożliwia to realizację inwestycji.
Po raz pierwszy od lat w wielu polskich miastach ludzie wyszli na ulice, by zamanifestować swój stosunek do przyrody i jej niszczenia. Na zdjęciu – jedna z manifestacji w Poznaniu.
Fot. Tomasz Kalinowski
Co nam grozi? Jeśli po zastosowaniu przez ETS środka tymczasowego prace zostaną wstrzymane, a potem Polska podporządkuje się wyrokowi – to „jedynie” strata czasu, no i trochę wstydu. Jeśli Rząd spróbuje się nie podporządkować, to w kolejnych wyrokach Trybunał może zasądzić poważne kary – w tym ogromne opłaty za każdy dzień zwłoki w podporządkowaniu się jego decyzjom. Tych kar się nie płaci. One są odejmowane od pieniędzy, które Polska dostałaby z Unii – m.in. na budowę dróg.
Skoro sprawa jest tak oczywista, to skąd ten samobójczy upór? Czy to tylko nieuzasadniona wiara w swoją nieomylność? Myślę, że nie. Po pierwsze – zbliżają się wybory do sejmiku na Podlasiu, więc niektóre partie chcą zdobyć głosy poprzez „nieprzejednaną obronę mieszkańców”. Ale istotniejsza jest chyba świadomość, że Rospuda to jedynie wierzchołek góry lodowej. W Polsce szykuje się sporo inwestycji, które są szkodliwe dla przyrody i sprzeczne z przepisami UE. Część z nich planowana jest ze środków unijnych. Jeśli Rząd przyzna, że jego obowiązkiem jest skuteczna ochrona przyrody, a nie jedynie przestrzeganie krajowych procedur, nie w pełni zgodnych z prawem UE – będzie musiał ustępować i w innych podobnych wypadkach. Idzie więc w zaparte. Miejmy nadzieję, że jednak się opamięta. Bo jeśli dojdzie do kar – ucierpimy wszyscy.
Andrzej Kepel